piątek, 23 maja 2014

Rozdział 6


                        Harry podszedł do mnie i spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakim nikt nigdy jeszcze na mnie nie patrzył.

-Zatańczysz?-spytał lekko się uśmiechając, a ja niepewnie pokiwałam głową. Poczułam się nagle onieśmielona. Jego głos był niski i ochrypły, co czyniło go niezwykle zmysłowym. Przełknęłam cicho ślinę i podeszłam bliżej. Prowadził mnie na środek parkietu, a z każdym krokiem coraz trudniej było mi opanować emocje.
-Zatańczymy trochę inaczej-uśmiechnął się łobuzersko oplatając dłońmi moją talię, na co ja zawiesiłam mu ręce na szyi. Serce biło mi coraz szybciej, do tego stopnia, że bałam się, że je usłyszy i dowie się, jak wielkie sprawia na mnie wrażenie. Chyba się zarumieniłam, tak, na pewno. Policzki strasznie mnie piekły, ale to nie było nieprzyjemne uczucie, wręcz przeciwnie. Czułam się cudownie. Czułam na sobie spojrzenia wielu ludzi ze szkoły, których znałam. Wpatrywali się w nas ze zdziwieniem. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz czułam się wyróżniona.
                   Harry przybliżał się do mnie stopniowo, a ja nie protestowałam i nie miałam pojęcia, czy to za sprawką alkoholu, który krążył mi w żyłach, czy naprawdę tak bardzo mi się to podobało.  Spojrzałam mu w oczy. Były piękne. Dzikie, a zarazem spokojne.
-Jesteś dziwny- powiedziałam i sama nie wiedziałam dlaczego. Dopiero gdy słowa wypłynęły mi z ust zorientowałam się co powiedziałam, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. Zaśmiał się łagodnie.
-Dlaczego?-spytał z uśmiechem, który nie schodził z jego twarzy.
-Dajesz mi sprzeczne sygnały, latasz za mną przez cały czas, a potem mnie zostawiasz, to dziwne-wybełkotałam. I może wiedziałam, że to głupie, ale byłam pijana i nie mógł winić mnie za to co robię. Ale taka była prawda. Czemu się uśmiechał? Przecież powiedziałam, że jest dziwny. Tam stoi…Zaraz, o czym ja myślę? Już nigdy więcej nie tknę alkoholu, zupełnie nie mogę się skupić, na tym nad czym powinnam w tej chwili myśleć.
-Może dlatego, że mi się podobasz?-wymruczał mi prosto do ucha, na co moje serce zabiło tak, że niemal słyszałam jego tępo patrząc się Harry’emu  w oczy. Czy wspominałam, że ma cudowny uśmiech?
-Nie, nie, nie. To niemożliwe. W końcu zostawiłeś mnie samą, kiedy tu weszliśmy- odparłam ze zdziwieniem mocniej oplatając dłońmi szyję Harry’ego.  Czemu nie mógł powiedzieć mi wprost co o mnie myśli, a nie bawić się w te dziecinne podchody? Nie rozumiałam go zupełnie, ale miałam nadzieję, że już niedługo wyjaśni mi to wszystko, albo chociaż rozszyfruje te jego dziwne zachowania. O tak. To jest coś, czego pragnę w tej chwili.
-Rosie, Rosie, Rosie, jeszcze długo będziesz musiała się nade mną zastanawiać- uśmiechnął się.
-A potem co?-spytałam z zaciekawieniem. Polubiłam go, to fakt. Ale był strasznie pogmatwany, nigdy nie mógł powiedzieć mi wprost o czym tak naprawdę myślał w danej chwili.
-Co potem? Kiedy nie będę musiała już się zastanawiać?-spytałam ponownie wpatrując się w niego z zaciekawieniem. 
-Potem będziesz zastanawiać się jeszcze częściej-usłyszałam jego cichy, dźwięczny śmiech. Cały czas przyglądałam się mu myśląc o tym, czy mówi poważnie. Jeśli tak, to w sumie nadal nie rozumiałam nic z tego co mówił, nie wiedziałam jak poskładać to w logiczną całość. Jeszcze raz powtórzę-Jak tu zrozumieć faceta?!Był dziwny, to fakt. I nie wiem jakim cudem potrafił być przy tym tak cholernie pociągający. Jęknęłam cicho. Nie czułam się zbyt dobrze. Trudno było mi stawiać kolejne kroki, ale co poradzić, ugh. 
-Jesteś idiotą-bąknęłam, przez to, że alkohol zaczął mną panować. Nie wiedziałam co mówię, ale się tym nie przejmowałam. Słowa same wypływały z moich ust, ale czy to źle? Nie wiedziałam. Patrzył się na mnie wyraźnie rozbawiony, ja natomiast byłam niewyobrażalnie zaintrygowana jego osobą, która wprawiała mnie w zmieszanie.
-Masz zamiar mnie obrażać?-spytał nadal się uśmiechając, czemu to robił? Nie powinien być zły za to, co o nim powiedziałam? Był naprawdę głupi. Albo dziwny. Sama już nie wiedziałam.
-Nie, jesteś pięknym, dziwnym idiotą-powiedziałam szczerze patrząc mu się w oczy. Kąciki jego ust ruszyły ku górze, a oczy zalśniły. Przełknęłam ślinę. Czy powiedziałam coś nie tak?
               Nagle zrobiło mi się dziwnie niedobrze. Piosenka się skończyła, a ja spojrzałam na niego otwierając usta, lecz nagle poczułam niespodziewaną potrzebę pójścia do toalety.  Było mi źle, bardzo źle. Oddychałam szybko, nierównomiernie. Pobiegłam kierując się na koniec długiego korytarza przepychając się między ludźmi i potykając się co jakiś czas. Miałam wrażenie, że nie zdążę.
          Niespodziewanie zaczęłam wymiotować na środku korytarza na czyjeś białe buty. O cholera. Jest źle, wręcz potwornie źle. Będę miała przerąbane, muszę dowiedzieć się, na czyje buty zwymiotowałam. Był to chłopak, raczej tak. Podszedł bliżej mnie inną stroną i przytrzymał moje długie, niczym niezwiązane włosy. Już go lubię-pomyślałam. To było kochane, ja brudzę mu buty, a on jeszcze mi pomaga. Będę musiała mu podziękować.No i uprać buty- dodała moja pesymistyczna strona.  Gdy już przestałam, spojrzałam na chłopaka, któremu zwymiotowałam na buty.
 O nie.
To nie mógł być on, nie.
-Zayn, tak bardzo cię przepraszam! Nie chciałam...-nie dał mi dokończyć, przerywając mi.
-W porządku, może lepiej idź się połóż- spojrzał na mnie pobłażliwie, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Ej!
-Nie-czknęłam, ale go już nie było. Poszedł do łazienki, a ja ponownie poszłam do salonu, w którym większość ludzi było w moim stanie, ale nadal się bawili. Ja już nie mogłam. Widziałam podwójnie. Trudno było mi stawiać kroki i nie wiem czemu zdawało mi się, że przede mną są schody, pomimo, że ich nie było. To takie dziwne, przysięgam, że nigdy nie tknę alkoholu, ble. Szłam przez sam środek pomieszczenia z desperacją szukając kogoś znajomego i potykając się o ludzi, których nawet nie znałam. A może znałam? Ugh. Harry! Ucieszyłam się go widząc i zaczęłam biec w jego stronę, mam nadzieję, że nikt się na mnie nie patrzył, nie wiedziałam co robię. Czemu biegłam? W moim stanie nie powinnam. Co jest? Czemu on się ze mnie śmieje, co takiego zrobiłam? Mam już serdecznie dosyć, trudno było mi stawić krok, gdy byłam już bardzo blisko Harry'ego, więc dosłownie wpadłam mu w ramiona.
-Pomóż-wybełkotałam niewyraźnie patrząc na niego. Moje oczy zakrywała jakaś dziwna mgła, miałam wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Proszę, nie.
-Myślę, że już czas na ciebie, Rose, idziemy spać-zaśmiał się mówiąc do mnie powoli, tak, żebym zrozumiała. Nie jestem małym przedszkolakiem, kretynie! Doskonale wiem co robię. Warknęłam na niego i zawiesiłam się na jego szyi, bojąc się, że zaraz upadnę.
-Rose, spokojnie-zaśmiał się kiedy kurczowo złapałam się jego koszulki i trzymałam ją mocno, aby nie upaść.
-Zamknij się,idziemy do łóżka-burknęłam do niego, a on zaczął śmiać się jeszcze głośniej, co mnie rozzłościło. Co w tym zabawnego? Pff.
-No, nie myślałem, że to nastąpi tak szybko, ale okej
-Zboczeniec-prychnęłam ledwo powstrzymując się od uderzenia go. Właściwie czemu on się śmieje? Chwila, o czym ja myślałam. Boże, chcę spać. Nie jest ze mną najlepiej.
-Po prostu mnie zaprowadź gdzieś, gdzie mogę spokojnie zasnąć-czknęłam zirytowana jego dziecinnym zachowaniem. A może ja byłam dziecinna? Cholera, naprawdę powinnam iść już spać, po raz kolejny robi mi się niedobrze. Niech ten kretyn mi pomoże!
-Okej-pobłażliwie na mnie spojrzał. Zerknęłam gdzieś w dal, wyszukując wzrokiem Lolę, która nadal bawiła się w towarzystwie Mick'a, którego szczerze mówiąc jej zazdrościłam. Też chciałabym mieć osobę, której zależałoby na mnie, oczywiście z wzajemnością. Eh, na co ja w ogóle liczę? Od zawsze byłam "forever alone". Podobałam się wielu, wielu chłopakom, ale żaden nie chciał mnie na stałe. Nie rozumiem czemu. Miałam aż tak okropny charakter? Ugh. Nagle moje nogi nie stały już na twardej podłodze, przez co ze strachu pisnęłam cicho. Styles chyba dosłownie oszalał, wziął mnie na ręce! Odbiło mu już doszczętnie?!
-Puść mnie, postaw mnie!-powtarzałam głośno, lecz na marne. Chłopak trzymał mnie w ramionach, jak pannę młodą. Boże, jaki obciach, co on sobie wyobraża,pomyślałam rozdrażniona. Co z nim było nie tak? Prychnęłam cicho, a on idąc środkiem pokoju, bo jakżeby inaczej kierował się ku schodom, zapewne , aby zanieść mnie do jakiejś wolnej sypialni na piętrze. Prawdopodobnie kilka pokoi jest już zajętych przez osoby w moim stanie.
-Obiło ci?-prychnęłam ze złością, lecz on nie słuchał, co do niego mówiłam, co bardzo mnie wkurzyło, to takie chamskie!
-Złość piękności szkodzi, kochanie-mruknął zerkając na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Harry, nie kochanie-burknęłam. Znowu mnie zignorował. Gdybym nie była zmęczona i nie było mi tak wygodnie w tej pozycji zapewne coś bym mu zrobiła.
          Weszliśmy do pokoju na końcu długiego ciemnego korytarza, ponieważ mój "książę" nie raczył nawet włączyć światła. Nie lubiłam ciemności, ale wolałam zachować to wyłącznie dla siebie. Nie chciałam przecież, aby ktoś dowiedział się, że ja, siedemnastolatka, która za rok osiągnie pełnoletność boi się ciemności, tak jak kilkuletnie dziecko, o nie.  To narażało mnie na żarty ze strony Stylesa. Chłopak położył mnie na miękkim łóżku, po chwili dołączając.
-Ej, co ty robisz?-spytałam zdziwiona odszukując w ciemnościach jego sylwetkę.
-Pilnuję cię-zażartował robiąc ten swój słynny uśmiech, gdy się  z czegoś nabijał i który tak bardzo mnie denerwował.
-Idź sobie, denerwujesz mnie-prychnęłam , moje słowa były prawdą, lecz gdybym nie była pijana prawdopodobnie nie użyłabym tych słów, a nawet nie próbowałabym go wygonić ani nic z tych rzeczy.
-Nie-odparł wolno.
-Czemu?-spytałam mrużąc oczy, kiedy przyłożyłam swoją twarz do miękkiej, jasnej poduszki.
-Bo nie, też jestem zmęczony, nie mogę?-spytał.
-Możesz, w każdym razie nie wiem jak ty, ale ja idę spać, mimo, że nie wiem, czy jesteś seryjnym mordercą, gwałcicielem, albo pedofilem-Harry zaczął się śmiać, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego do jasnej cholery ja to powiedziałam? Nieważne, spać!
                                                     ***
No, wreszcie skończyłam! Rozdział miałam dodać już dawno temu, ale internet mi padł, więc nie mogłam. Od teraz 5 komentarzy=nowy rozdział. Dacie radę? :)

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 5

         PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
_________________________________________________________________________
  Był piątek, z czego ogromnie się cieszyłam, ponieważ po godzinie czternastej miałam wreszcie upragniony weekend. Nie mogłam doczekać się końca lekcji, po którym miało miejsce  nocowanie u Jenny. Kim jest Jenna? Naprawdę strasznie, strasznie bogatą dziewczyną z ogromnym domem stojącym na obrzeżach miasta. Jej rodzice od czasu do czasu wyjeżdżają na kilkudniowe delegacje razem, ponieważ mają ten sam zawód i pracują w tej samej firmie. Nic nie wiedzą o tym, że ich ukochana córeczka Jenna Marie Barton robi ogromną imprezę z nocowaniem dla całej szkoły. Oczywiście tylko kilka osób pójdzie spać, nie licząc tych, którzy się upiją. Na parterze odbywać będzie się impreza, a na wyższych piętrach zmęczeni ludzie będą
spać  w pokojach gościnnych lub po prostu obmacywać się ze swoimi partnerami albo z przypadkowymi, równie upitymi jak oni osobami.
-Rosie- usłyszałam donośny głos Amy nieco zbyt blisko mojego ucha. Auć.
-Co mówiłaś?-spytałam.
-Pytałam cię czy bierzesz do Jenny pidżamę!
-Ugh, wybacz, zamyśliłam się. Nie, nie biorę, na pewno nie zasnę, a jeśli to zrobię to najwyżej będę zmuszona spać w ubraniu. Nic wielkiego-odparłam lekko kierując wzrok na nauczycielkę biologii, która właśnie weszła do klasy spóźniona.
 -Przecież ja nie wytrzymam całej nocy, zasnę na pewno,ale nie chcę, żeby Eric widział mnie w mojej piżamie w miśki-usłyszałam jej rozpaczliwy jęk, na co zaśmiałam się pod nosem.
-Ty na serio uważasz, że to jest najgorsze, co może ci się przytrafić?-szepnęłam do niej.
-O co ci chodzi?-oburzyła się.
-No wiesz, on zawsze może się upić i lizać się z kimś na twoich oczach-uśmiechnęłam się złowieszczo, na co trzepnęła mnie w ramię.
-Zróbcie ćwiczenia ze stron od 80 do 83-usłyszałyśmy głos nauczycielki na co westchnęłam głęboko i otworzyłam książkę.
            Kiedy zadzwonił dzwonek  na przerwę na ostatniej lekcji wszyscy odetchnęli z ulgą. Razem z Amy i Lolą zeszłyśmy na dół, na szkolny dziedziniec, aby jeszcze chwilę porozmawiać, zanim spotkamy się u Jenny.
-Nie idę tam. Matka prawi mi kazanie, że wciąż wychodzę gdzieś na noc i nie ma mowy, aby puściła mnie po raz kolejny.-burknęła Lola zakładając swój granatowy plecak na ramiona.
-Przecież ty chodzisz na imprezy raz na jakieś dwa miesiące-zdziwiłam się. Moja mama nie miała problemu z tym, że idę gdzieś na noc. Znaczy...Poniekąd miała, ale zawsze dawałam radę ją udobruchać.
-Jej to powiedz!-krzyknęła Lola, przez co wszystkie osoby siedzące na dziedzińcu spojrzały się na nas jak na idiotki.
-Ej, Rose...-zaczęła Amy gapiąc się w jakiś punkt obok wejścia do szkoły.
-Co?-spytałam, kierując wzrok w tamtą stronę.
-On znowu...Znowu się na ciebie gapi.-mruknęła.
-Dziwny jest-prychnęłam-Nie mogę go rozgryźć, daje mi jakieś sprzeczne znaki.-powiedziałam patrząc na Harry'ego spode łba.
-Co? O czym ty mówisz?-spytała Lola, na co się zaczerwieniłam. Nie miałam ochoty opowiadać im teraz o wszystkich zdarzeniach i sytuacjach, które miały miejsce. Zbyt dużo tego i nie wiedziałam jak to ująć.
-Yhhm-wymamrotałam, po czym szybko krzyknęłam-No to do zobaczenia!- i szybkim krokiem uciekłam. No, nie dosłownie. Nie biegłam, ale tempo mojego chodu graniczyło z biegiem maratończyków. Nie oglądałam się za siebie, nie chciałam napotkać ich wzroku, ponieważ zamęczyłyby mnie na śmierć.
-Rosa, czekaj-krzyknęła za mną Amy, ale ja byłam już daleko.
                                                              ******
    Trzasnęłam drzwiami, a plecak rzuciłam na podłogę. Szybko poszłam do swojego pokoju omijając Mike'a, który popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Wyjęłam z komody jasnoniebieskie rurki oraz biały, nieco za duży T-shirt z napisem YOLO. Przebrałam się w to szybko, po czym podkreśliłam swoje rzęsy lekkim makijażem. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym skierowałam się do mamy.
-Hej mamo, wychodzę i nie wrócę na noc-powiedziałam, na co odpowiedziała mi grymasem na twarzy.
-Skąd masz pewność, że zgodzę się na to?-spytała patrząc się na swoje paznokcie, które właśnie skończyła malować jaskrawo czerwonym lakierem.
-Proszę?
-Gdzie chcesz iść?-spytała mrużąc oczy.
-Do Jenny-uśmiechnęłam się lekko, nie wiedziałam czy mam wspominać o tym, że będzie to impreza. Pomyślałam jednak, że nie jest to najlepszy pomysł.
-Impreza?
-Coś w rodzaju piżama party, proszę, Amy, Lola i Lizzy też będą!-zapewniłam.
-No dobra, idź, ale masz być koło dwunastej w domu, no, chyba, że nie wstaniesz-westchnęła.
-Dzięki-cmoknęłam ją w policzek i wybiegłam z domu. Szłam przez ciemną uliczkę,oświetloną tylko przez nieliczne latarnie, położone zbyt daleko od siebie, aby dawać wystarczająco dużo światła, abym czuła się w tym miejscu komfortowo. Nie chodzi o to, że się bałam, ponieważ nie bałam się, do domu Jenny nie było tak daleko, ale nie lubiłam chodzić po ciemku. Nawet nie wiedziałam ile jeszcze drogi mi pozostało. Było zbyt ciemno, abym zauważała jakiekolwiek szczegóły. Do jej domu musiałam iść przez cały czas prosto, aż dojdę do skrzyżowania, na którym muszę skręcić w prawo, a po kilku minutach dotrę do celu.
         Nagle, po drugiej stronie ulicy zauważyłam czyjąś sylwetkę, ta osoba ubrana była w czarną koszulkę i chyba tego samego koloru rurki. Nie wiedziałam, czy się nie myliłam, ale w tej postaci dostrzegałam coś znajomego. Kiedy przechodziła, a właściwie przechodził, bo był to chłopak  pod latarnią rozpoznałam w nim Harry'ego. Nie umiałam na to zareagować, szczerze mówiąc nie miałam ochoty gadać z nim po tym wszystkim co się zdarzyło. Bo w sumie.. Nic się nie zdarzyło, ale nie umiałam powiedzieć dlaczego relacja między nami jest taka dziwna, nie jestem pewna niczego, nie potrafię tego zmienić. Ugh. Dlaczego to wszystko musi być tak bardzo skomplikowane? Nie rozumiem.
-Rose!-o nie... Odwróciłam się ku niemu zmuszając się do fałszywego uśmiechu. Czy on nie mógłby sobie iść? Proszę...
-Cześć-powiedziałam dziwnym głosem, tak jakby wydostawał się on z czyichś ust, a nie moich.
-Cześć. Obraziłaś się?-spytał z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Znowu.
-Nie, dlaczego miałabym?
-Dziwnie się zachowujesz-mruknął pod nosem nie spuszczając ze mnie wzroku. Szliśmy bardzo wolno, ale nie chciałam zmieniać tempa. Mógłby pomyśleć sobie, że chce od niego uciec. Cóż, po części tak było, ale nie wiedziałam jak powinnam zachowywać się w jego towarzystwie, który nieco mnie onieśmielało. Ba. Bardzo mnie onieśmielało.
-To samo mogę powiedzieć o tobie-odparłam spokojnie zerkając na niego przelotnie.
-Nieprawda-uśmiechnął się. O co mu chodziło, boże.
-Właśnie, że prawda. Zdecyduj się! To tak, jakbyś miał jakieś rozdwojenie jaźni. No wiesz, najpierw jesteś milutki i w ogóle, a nagle odzywa się w tobie osoba, która gardzi wszystkim i wszytskimi, a do tego...-nie pozwolił mi dokończyć, przerywając mi.
-Straszna z ciebie gaduła-zaśmiał się
-Nie ignoruj mojego monologu, ja się tu wysilam, a ty się ze mnie śmiejesz-prychnęłam, choć tak naprawdę sama ledwo powstrzymałam się od uśmiechu, ale nie chciałam, żeby pomyślał sobie, że tak jest. Niech teraz on się powysila, żeby mnie zrozumieć. Wszyscy gadają, że kobiety nie ogarniesz, ale jak tu zrozumieć faceta? No właśnie.
-Nic z niego nie zrozumiałem-wyszczerzył się. Czy on próbuje mnie wnerwić? Jeśli tak, to doskonale mu się udało.
-Rose-powiedział, a ja go zignorowałam.
-Rose-powtórzył głośniej, a ja przeszłam na drugą stronę ulicy. Ok, niech robi sobie ze mnie jaja, ale nie w tym momencie. To dla mnie ważne, chcę go zrozumieć, a jestem ciekawską osobą i chciałabym wiedzieć o co chodzi. A on ignoruje to co do niego mówię. Niech robi sobie co chce.
-Rosie, Rosie, Rosie-zaczął mówić przechodząc na drugą stronę ulicy, na co prychnęłam cicho, ale wystarczająco głośno, aby usłyszał. Nie miałam zamiaru udawać, że jest okej. Cholernie mnie wkurzał. Objął mnie ramieniem, a ja przełknęłam ślinę. Co on kombinuje?
-No nie obrażaj się- szturchnął mnie lekko zdejmując swoją rękę z mojego ramienia.
-Wcale się nie obrażam.
-W ogóle-zakpił.
-W ogóle-potwierdziłam udając jego sarkastyczny głos.
-No weź- uśmiechnął się.
-Nie, jesteś za ciężki-odparłam błagając o to, żebyśmy jak najszybciej dotarli do Jenny, miałam już go serdecznie dosyć, co on sobie myślał? Potwornie mnie denerwował i miałam wrażenie, że doskonale się przy tym bawił.
-No widzisz, już przestałaś się obrażać- uśmiechnął się kolejny raz mnie szturchając.
-Daj ty mi wreszcie święty spokój, jesteś strasznie męczący-westchnęłam głęboko, na co odpowiedział mi głośnym śmiechem.  Czy to co powiedziałam naprawdę aż tak go rozbawiło? Co za pogmatwany człowiek.
-Jestem męczący?-spytał zanosząc się śmiechem.
-Tak i to bardzo. -uśmiechnęłam się do niego z grymasem, po czym zorientowałam się, że jesteśmy już pod domem Jenny. Nawet nie pukałam, bo i tak nikt zapewne by mi nie otworzył, ponieważ w środku było zbyt głośno, żeby usłyszeć coś takiego jak pukanie do drzwi. Poza tym prawdopodobnie nikomu nie chciałoby się nawet otworzyć tych drzwi. Nim spostrzegłam Harry otworzył drzwi i puścił mnie przodem.
-Wow, prawdziwy gentelman- uśmiechnęłam się, mówiąc sarkastycznie, choć naprawdę mi się to spodobało. Nie wiem czemu, ale uwielbiam, gdy faceci otwierają przede mną drzwi. To serio urocze.
-Staram się- uśmiechnął się łobuzersko i poszedł w tłum zostawiając mnie samą. Co, kurwa?!Co za idiota! Ale co mi tam, jestem przecież niezależną kobietą, która nie lata za facetami. I wcale w tym momencie nie idę w jego kierunku. Cholera! Miałam tam nie iść! Obejrzałam się dookoła. Nigdzie nie widziałam ani Amy, ani Loli, ani nawet Lizzy. Harry'ego też nie było w pobliżu.
         Nagle zauważyłam Harry'ego, który tańczył z jakąś dziewczyną, której imienia nie znałam, a nawet jej nie kojarzyłam. Chyba nie była z naszej szkoły więc to raczej niemożliwe, żeby znała Harry'ego. Tak właściwie to on jest strasznie głupi, najpierw lata za mną jak pies, mimo, że mam go dosyć, a nagle na imprezie zostawia mnie samą dla jakiejś laski.
-Rose?-usłyszałam głos Sama, chłopaka, którego kojarzyłam ze szkoły. Uśmiechnęłam się lekko do niego.
-Zatańczysz?-spytał dość nieśmiało, ale nie przeszkadzało mi to, był przystojny, a przyjęłabym propozycje dosłownie każdego, byleby tylko Harry mnie z nim zobaczył.
-Jasne-odparłam uśmiechając się najładniej jak potrafiłam. Taniec z nim był przyjemny, bardzo dobrze tańczył. Chciałam jakoś zacząć rozmowę z nim, ale nie miałam pojęcia jak mogłam to zrobić. Kiedy piosenka się skończyła podeszłam do stołu, na którym ustawiony był alkohol i wzięłam piwo. Upiłam łyk  z puszki i siadłam na miękkiej, kremowej kanapie obserwując jak ludzie tańczą. Kilka razy przed oczami śmignął mi obraz Harry'ego, co chwilę z inną dziewczyną, ale nie przeszkad
zało mi to.  Im więcej piłam alkoholu tym radośniejsza się czułam. Piłam z nudy. Nie miałam z kim tańczyć, znaczy no tańczyłam z kimś praktycznie co kilka minut, ale nie chciało mi się tego robić. Nigdzie nie mogłam znaleźć dziewczyn. Postanowiłam więc przejść się po pokoju, aby znaleźć gdzieś którąś z nich. Nagle zauważyłam Lolę, do której szybko podeszłam.
-No cześć-uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć, Rosie. Piłaś już?-zaśmiała się.
-No, możliwe-uśmiechnęłam się-Gdzie byłaś? Nigdzie nie mogłam cię znaleźć-mruknęłam z grymasem opierając się o ścianę.
-Tańczyłam z Mickiem przez cały czas, on jest taki słodki! Nie uwierzysz, powiedział, że mu się podobam! Boże , rozumiesz. Może kiedyś będziemy razem-zaszczebiotała radośnie z wielkim entuzjazmem opowiadając mi o tym chłopaku.
-Taa, muszę go wreszcie poznać, ale nie teraz-uśmiechnęłam się do niej. Czemu cały czas rozmawiamy praktycznie tylko o chłopakach? Ile można... Ale cóż, ten Mick,  o którym opowiadała mi Lola był naprawdę fajny, wywnioskowałam to z jej wcześniejszych opowieści o nim.
-Dlaczego nie? No chodź, poznam cię z nim, zobaczysz, polubisz go!-pisnęła łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w jakimś kierunku, ale szybko się jej wyrwałam. Nie chciałam go poznawać. Nie teraz. Nie w takim stanie.
-No co?-zdziwiła się patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Nie, nic. Po prostu trochę za dużo wypiłam i nie chcę czegoś palnąć, a wiesz przecież, że jestem do tego zdolna-zaśmiałam się.
-No dobra, to ja idę do niego-cmoknęła mnie w policzek i poszła na środek parkietu, gdzie stał jej przyszły chłopak. Nie lubiła, gdy tak go nazywałam, ale naprawdę tak uważałam. Pisałam z nim kiedyś, ale tylko przez facebooka, jeszcze nigdy nie rozmawiałam z nim na żywo, a nie chciałam poznać go w takich okolicznościach. Jeszcze by coś sobie o mnie pomyślał, także wolałam tego nie robić.
-Zatańczysz?-spytał jakiś chłopak, którego nawet nie znałam. Pokiwałam niepewnie głową i zaczęłam z nim tańczyć. Spojrzałam mu się w oczy, które były bardzo ładne, niebieskie jak morze.  Uśmiechnęłam się do niego lekko, a od to odwzajemnił. Szczerze nogi mnie już bolały od tego wszystkiego, ale tańczyłam dalej świetnie się bawiąc. Jeżeli inni mogą, to czemu nie? Podobało mi się to. Przetańczyłam z nim następne dwie piosenki, a dopiero po trzeciej rozstaliśmy się, a ja usiadłam obok Amy, którą znalazłam w kuchni, siedzącą na wysokim krześle, pijącą piwo za piwem. Strasznie śmierdziała alkoholem, ale starałam się to ignorować, pomimo, że nienawidziłam tego smrodu. Ale w końcu to moja przyjaciółka, powinnam dla niej to wytrzymać i zobaczyć co się stało, przecież bez powodu raczej by się nie upijała, prawda? No chyba, że o czymś nie wiem.
-Co jest?-spytałam siadając obok, przy okazji biorąc łyk piwa, którego właśnie nalałam sobie do szklanki.
-Eriece-wybełkotała.
-Co? Nie zrozumiałam, powtórz-odparłam biorąc łyk złocistego napoju.
-Eirec siecałowł z Jeno-zaczęła mówić, ale przez to, że była całkowicie schlana niezbyt jej się to udawało.
-Eric całował się z Jenną?-spytałam, na co ona pokiwała głową, przytrzymując się stolika, aby nie upaść. -w tej chwili dopiłam swoje już nie wiem które z kolei piwo tej nocy i złapałam ją za rękę. Ona nic nie mówiła, tylko patrzyła na mnie z ciekawością w oczach. Była bezbronna jak niemowlę, co stałoby się, gdyby przydarzyłaby się jej sytuacja, której doświadczyłam ja na poprzedniej imprezie? Kto by ją uratował? Wolałam o tym nie myśleć, przez samo wspomnienie o tym przeszedł mnie dreszcz.  Szłam z nią w kierunku kanapy, co chwilę się potykając. Zaczynałam widzieć podwójnie i zauważyłam, że coś jest nie tak. Położyłam ją szybko na kanapie i szepnęłam jej, żeby poszła spać, a sama oparłam się o ścianę, próbując dojść do kuchni, innej kanapy, czegokolwiek. Z każdym krokiem coraz trudniej było mi stawiać nowy krok, ale póki co trzymałam się jeszcze na nogach.
            Nagle zaczęła grać jakaś smutna piosenka, przy których zazwyczaj tańczą zakochane pary. Właściwie tak się stało, a ja, żeby spokojnie móc to obserwować, gdy nagle...
____________________________________________________________________-
BUU! WRÓCIŁAM MIŚKI <3 PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ NIEOBECOŚĆ, NIE MIAŁAM NETU, ANI WENY. TERAZ OBIE TE RZECZY WRÓCIŁY, WIĘC SPOKOJNIE BĘDĘ DUŻO CZĘŚCIEJ DODAWAĆ ROZDZIAŁY.
A I ZMIENIŁAM WYGLĄD GŁÓWNEJ BOHATERKI, NIE BĘDZIE NIĄ JUŻ BARBARA PALVIN, A EMILY RUDD
Ogółem dziękuję za wejścia i komentarze!
4 komentarze=nowy rozdział :)