piątek, 23 maja 2014

Rozdział 6


                        Harry podszedł do mnie i spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakim nikt nigdy jeszcze na mnie nie patrzył.

-Zatańczysz?-spytał lekko się uśmiechając, a ja niepewnie pokiwałam głową. Poczułam się nagle onieśmielona. Jego głos był niski i ochrypły, co czyniło go niezwykle zmysłowym. Przełknęłam cicho ślinę i podeszłam bliżej. Prowadził mnie na środek parkietu, a z każdym krokiem coraz trudniej było mi opanować emocje.
-Zatańczymy trochę inaczej-uśmiechnął się łobuzersko oplatając dłońmi moją talię, na co ja zawiesiłam mu ręce na szyi. Serce biło mi coraz szybciej, do tego stopnia, że bałam się, że je usłyszy i dowie się, jak wielkie sprawia na mnie wrażenie. Chyba się zarumieniłam, tak, na pewno. Policzki strasznie mnie piekły, ale to nie było nieprzyjemne uczucie, wręcz przeciwnie. Czułam się cudownie. Czułam na sobie spojrzenia wielu ludzi ze szkoły, których znałam. Wpatrywali się w nas ze zdziwieniem. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz czułam się wyróżniona.
                   Harry przybliżał się do mnie stopniowo, a ja nie protestowałam i nie miałam pojęcia, czy to za sprawką alkoholu, który krążył mi w żyłach, czy naprawdę tak bardzo mi się to podobało.  Spojrzałam mu w oczy. Były piękne. Dzikie, a zarazem spokojne.
-Jesteś dziwny- powiedziałam i sama nie wiedziałam dlaczego. Dopiero gdy słowa wypłynęły mi z ust zorientowałam się co powiedziałam, ale chłopak nic sobie z tego nie robił. Zaśmiał się łagodnie.
-Dlaczego?-spytał z uśmiechem, który nie schodził z jego twarzy.
-Dajesz mi sprzeczne sygnały, latasz za mną przez cały czas, a potem mnie zostawiasz, to dziwne-wybełkotałam. I może wiedziałam, że to głupie, ale byłam pijana i nie mógł winić mnie za to co robię. Ale taka była prawda. Czemu się uśmiechał? Przecież powiedziałam, że jest dziwny. Tam stoi…Zaraz, o czym ja myślę? Już nigdy więcej nie tknę alkoholu, zupełnie nie mogę się skupić, na tym nad czym powinnam w tej chwili myśleć.
-Może dlatego, że mi się podobasz?-wymruczał mi prosto do ucha, na co moje serce zabiło tak, że niemal słyszałam jego tępo patrząc się Harry’emu  w oczy. Czy wspominałam, że ma cudowny uśmiech?
-Nie, nie, nie. To niemożliwe. W końcu zostawiłeś mnie samą, kiedy tu weszliśmy- odparłam ze zdziwieniem mocniej oplatając dłońmi szyję Harry’ego.  Czemu nie mógł powiedzieć mi wprost co o mnie myśli, a nie bawić się w te dziecinne podchody? Nie rozumiałam go zupełnie, ale miałam nadzieję, że już niedługo wyjaśni mi to wszystko, albo chociaż rozszyfruje te jego dziwne zachowania. O tak. To jest coś, czego pragnę w tej chwili.
-Rosie, Rosie, Rosie, jeszcze długo będziesz musiała się nade mną zastanawiać- uśmiechnął się.
-A potem co?-spytałam z zaciekawieniem. Polubiłam go, to fakt. Ale był strasznie pogmatwany, nigdy nie mógł powiedzieć mi wprost o czym tak naprawdę myślał w danej chwili.
-Co potem? Kiedy nie będę musiała już się zastanawiać?-spytałam ponownie wpatrując się w niego z zaciekawieniem. 
-Potem będziesz zastanawiać się jeszcze częściej-usłyszałam jego cichy, dźwięczny śmiech. Cały czas przyglądałam się mu myśląc o tym, czy mówi poważnie. Jeśli tak, to w sumie nadal nie rozumiałam nic z tego co mówił, nie wiedziałam jak poskładać to w logiczną całość. Jeszcze raz powtórzę-Jak tu zrozumieć faceta?!Był dziwny, to fakt. I nie wiem jakim cudem potrafił być przy tym tak cholernie pociągający. Jęknęłam cicho. Nie czułam się zbyt dobrze. Trudno było mi stawiać kolejne kroki, ale co poradzić, ugh. 
-Jesteś idiotą-bąknęłam, przez to, że alkohol zaczął mną panować. Nie wiedziałam co mówię, ale się tym nie przejmowałam. Słowa same wypływały z moich ust, ale czy to źle? Nie wiedziałam. Patrzył się na mnie wyraźnie rozbawiony, ja natomiast byłam niewyobrażalnie zaintrygowana jego osobą, która wprawiała mnie w zmieszanie.
-Masz zamiar mnie obrażać?-spytał nadal się uśmiechając, czemu to robił? Nie powinien być zły za to, co o nim powiedziałam? Był naprawdę głupi. Albo dziwny. Sama już nie wiedziałam.
-Nie, jesteś pięknym, dziwnym idiotą-powiedziałam szczerze patrząc mu się w oczy. Kąciki jego ust ruszyły ku górze, a oczy zalśniły. Przełknęłam ślinę. Czy powiedziałam coś nie tak?
               Nagle zrobiło mi się dziwnie niedobrze. Piosenka się skończyła, a ja spojrzałam na niego otwierając usta, lecz nagle poczułam niespodziewaną potrzebę pójścia do toalety.  Było mi źle, bardzo źle. Oddychałam szybko, nierównomiernie. Pobiegłam kierując się na koniec długiego korytarza przepychając się między ludźmi i potykając się co jakiś czas. Miałam wrażenie, że nie zdążę.
          Niespodziewanie zaczęłam wymiotować na środku korytarza na czyjeś białe buty. O cholera. Jest źle, wręcz potwornie źle. Będę miała przerąbane, muszę dowiedzieć się, na czyje buty zwymiotowałam. Był to chłopak, raczej tak. Podszedł bliżej mnie inną stroną i przytrzymał moje długie, niczym niezwiązane włosy. Już go lubię-pomyślałam. To było kochane, ja brudzę mu buty, a on jeszcze mi pomaga. Będę musiała mu podziękować.No i uprać buty- dodała moja pesymistyczna strona.  Gdy już przestałam, spojrzałam na chłopaka, któremu zwymiotowałam na buty.
 O nie.
To nie mógł być on, nie.
-Zayn, tak bardzo cię przepraszam! Nie chciałam...-nie dał mi dokończyć, przerywając mi.
-W porządku, może lepiej idź się połóż- spojrzał na mnie pobłażliwie, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Ej!
-Nie-czknęłam, ale go już nie było. Poszedł do łazienki, a ja ponownie poszłam do salonu, w którym większość ludzi było w moim stanie, ale nadal się bawili. Ja już nie mogłam. Widziałam podwójnie. Trudno było mi stawiać kroki i nie wiem czemu zdawało mi się, że przede mną są schody, pomimo, że ich nie było. To takie dziwne, przysięgam, że nigdy nie tknę alkoholu, ble. Szłam przez sam środek pomieszczenia z desperacją szukając kogoś znajomego i potykając się o ludzi, których nawet nie znałam. A może znałam? Ugh. Harry! Ucieszyłam się go widząc i zaczęłam biec w jego stronę, mam nadzieję, że nikt się na mnie nie patrzył, nie wiedziałam co robię. Czemu biegłam? W moim stanie nie powinnam. Co jest? Czemu on się ze mnie śmieje, co takiego zrobiłam? Mam już serdecznie dosyć, trudno było mi stawić krok, gdy byłam już bardzo blisko Harry'ego, więc dosłownie wpadłam mu w ramiona.
-Pomóż-wybełkotałam niewyraźnie patrząc na niego. Moje oczy zakrywała jakaś dziwna mgła, miałam wrażenie, że zaraz stracę przytomność. Proszę, nie.
-Myślę, że już czas na ciebie, Rose, idziemy spać-zaśmiał się mówiąc do mnie powoli, tak, żebym zrozumiała. Nie jestem małym przedszkolakiem, kretynie! Doskonale wiem co robię. Warknęłam na niego i zawiesiłam się na jego szyi, bojąc się, że zaraz upadnę.
-Rose, spokojnie-zaśmiał się kiedy kurczowo złapałam się jego koszulki i trzymałam ją mocno, aby nie upaść.
-Zamknij się,idziemy do łóżka-burknęłam do niego, a on zaczął śmiać się jeszcze głośniej, co mnie rozzłościło. Co w tym zabawnego? Pff.
-No, nie myślałem, że to nastąpi tak szybko, ale okej
-Zboczeniec-prychnęłam ledwo powstrzymując się od uderzenia go. Właściwie czemu on się śmieje? Chwila, o czym ja myślałam. Boże, chcę spać. Nie jest ze mną najlepiej.
-Po prostu mnie zaprowadź gdzieś, gdzie mogę spokojnie zasnąć-czknęłam zirytowana jego dziecinnym zachowaniem. A może ja byłam dziecinna? Cholera, naprawdę powinnam iść już spać, po raz kolejny robi mi się niedobrze. Niech ten kretyn mi pomoże!
-Okej-pobłażliwie na mnie spojrzał. Zerknęłam gdzieś w dal, wyszukując wzrokiem Lolę, która nadal bawiła się w towarzystwie Mick'a, którego szczerze mówiąc jej zazdrościłam. Też chciałabym mieć osobę, której zależałoby na mnie, oczywiście z wzajemnością. Eh, na co ja w ogóle liczę? Od zawsze byłam "forever alone". Podobałam się wielu, wielu chłopakom, ale żaden nie chciał mnie na stałe. Nie rozumiem czemu. Miałam aż tak okropny charakter? Ugh. Nagle moje nogi nie stały już na twardej podłodze, przez co ze strachu pisnęłam cicho. Styles chyba dosłownie oszalał, wziął mnie na ręce! Odbiło mu już doszczętnie?!
-Puść mnie, postaw mnie!-powtarzałam głośno, lecz na marne. Chłopak trzymał mnie w ramionach, jak pannę młodą. Boże, jaki obciach, co on sobie wyobraża,pomyślałam rozdrażniona. Co z nim było nie tak? Prychnęłam cicho, a on idąc środkiem pokoju, bo jakżeby inaczej kierował się ku schodom, zapewne , aby zanieść mnie do jakiejś wolnej sypialni na piętrze. Prawdopodobnie kilka pokoi jest już zajętych przez osoby w moim stanie.
-Obiło ci?-prychnęłam ze złością, lecz on nie słuchał, co do niego mówiłam, co bardzo mnie wkurzyło, to takie chamskie!
-Złość piękności szkodzi, kochanie-mruknął zerkając na mnie z uśmiechem na twarzy.
-Harry, nie kochanie-burknęłam. Znowu mnie zignorował. Gdybym nie była zmęczona i nie było mi tak wygodnie w tej pozycji zapewne coś bym mu zrobiła.
          Weszliśmy do pokoju na końcu długiego ciemnego korytarza, ponieważ mój "książę" nie raczył nawet włączyć światła. Nie lubiłam ciemności, ale wolałam zachować to wyłącznie dla siebie. Nie chciałam przecież, aby ktoś dowiedział się, że ja, siedemnastolatka, która za rok osiągnie pełnoletność boi się ciemności, tak jak kilkuletnie dziecko, o nie.  To narażało mnie na żarty ze strony Stylesa. Chłopak położył mnie na miękkim łóżku, po chwili dołączając.
-Ej, co ty robisz?-spytałam zdziwiona odszukując w ciemnościach jego sylwetkę.
-Pilnuję cię-zażartował robiąc ten swój słynny uśmiech, gdy się  z czegoś nabijał i który tak bardzo mnie denerwował.
-Idź sobie, denerwujesz mnie-prychnęłam , moje słowa były prawdą, lecz gdybym nie była pijana prawdopodobnie nie użyłabym tych słów, a nawet nie próbowałabym go wygonić ani nic z tych rzeczy.
-Nie-odparł wolno.
-Czemu?-spytałam mrużąc oczy, kiedy przyłożyłam swoją twarz do miękkiej, jasnej poduszki.
-Bo nie, też jestem zmęczony, nie mogę?-spytał.
-Możesz, w każdym razie nie wiem jak ty, ale ja idę spać, mimo, że nie wiem, czy jesteś seryjnym mordercą, gwałcicielem, albo pedofilem-Harry zaczął się śmiać, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego do jasnej cholery ja to powiedziałam? Nieważne, spać!
                                                     ***
No, wreszcie skończyłam! Rozdział miałam dodać już dawno temu, ale internet mi padł, więc nie mogłam. Od teraz 5 komentarzy=nowy rozdział. Dacie radę? :)

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 5

         PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!
_________________________________________________________________________
  Był piątek, z czego ogromnie się cieszyłam, ponieważ po godzinie czternastej miałam wreszcie upragniony weekend. Nie mogłam doczekać się końca lekcji, po którym miało miejsce  nocowanie u Jenny. Kim jest Jenna? Naprawdę strasznie, strasznie bogatą dziewczyną z ogromnym domem stojącym na obrzeżach miasta. Jej rodzice od czasu do czasu wyjeżdżają na kilkudniowe delegacje razem, ponieważ mają ten sam zawód i pracują w tej samej firmie. Nic nie wiedzą o tym, że ich ukochana córeczka Jenna Marie Barton robi ogromną imprezę z nocowaniem dla całej szkoły. Oczywiście tylko kilka osób pójdzie spać, nie licząc tych, którzy się upiją. Na parterze odbywać będzie się impreza, a na wyższych piętrach zmęczeni ludzie będą
spać  w pokojach gościnnych lub po prostu obmacywać się ze swoimi partnerami albo z przypadkowymi, równie upitymi jak oni osobami.
-Rosie- usłyszałam donośny głos Amy nieco zbyt blisko mojego ucha. Auć.
-Co mówiłaś?-spytałam.
-Pytałam cię czy bierzesz do Jenny pidżamę!
-Ugh, wybacz, zamyśliłam się. Nie, nie biorę, na pewno nie zasnę, a jeśli to zrobię to najwyżej będę zmuszona spać w ubraniu. Nic wielkiego-odparłam lekko kierując wzrok na nauczycielkę biologii, która właśnie weszła do klasy spóźniona.
 -Przecież ja nie wytrzymam całej nocy, zasnę na pewno,ale nie chcę, żeby Eric widział mnie w mojej piżamie w miśki-usłyszałam jej rozpaczliwy jęk, na co zaśmiałam się pod nosem.
-Ty na serio uważasz, że to jest najgorsze, co może ci się przytrafić?-szepnęłam do niej.
-O co ci chodzi?-oburzyła się.
-No wiesz, on zawsze może się upić i lizać się z kimś na twoich oczach-uśmiechnęłam się złowieszczo, na co trzepnęła mnie w ramię.
-Zróbcie ćwiczenia ze stron od 80 do 83-usłyszałyśmy głos nauczycielki na co westchnęłam głęboko i otworzyłam książkę.
            Kiedy zadzwonił dzwonek  na przerwę na ostatniej lekcji wszyscy odetchnęli z ulgą. Razem z Amy i Lolą zeszłyśmy na dół, na szkolny dziedziniec, aby jeszcze chwilę porozmawiać, zanim spotkamy się u Jenny.
-Nie idę tam. Matka prawi mi kazanie, że wciąż wychodzę gdzieś na noc i nie ma mowy, aby puściła mnie po raz kolejny.-burknęła Lola zakładając swój granatowy plecak na ramiona.
-Przecież ty chodzisz na imprezy raz na jakieś dwa miesiące-zdziwiłam się. Moja mama nie miała problemu z tym, że idę gdzieś na noc. Znaczy...Poniekąd miała, ale zawsze dawałam radę ją udobruchać.
-Jej to powiedz!-krzyknęła Lola, przez co wszystkie osoby siedzące na dziedzińcu spojrzały się na nas jak na idiotki.
-Ej, Rose...-zaczęła Amy gapiąc się w jakiś punkt obok wejścia do szkoły.
-Co?-spytałam, kierując wzrok w tamtą stronę.
-On znowu...Znowu się na ciebie gapi.-mruknęła.
-Dziwny jest-prychnęłam-Nie mogę go rozgryźć, daje mi jakieś sprzeczne znaki.-powiedziałam patrząc na Harry'ego spode łba.
-Co? O czym ty mówisz?-spytała Lola, na co się zaczerwieniłam. Nie miałam ochoty opowiadać im teraz o wszystkich zdarzeniach i sytuacjach, które miały miejsce. Zbyt dużo tego i nie wiedziałam jak to ująć.
-Yhhm-wymamrotałam, po czym szybko krzyknęłam-No to do zobaczenia!- i szybkim krokiem uciekłam. No, nie dosłownie. Nie biegłam, ale tempo mojego chodu graniczyło z biegiem maratończyków. Nie oglądałam się za siebie, nie chciałam napotkać ich wzroku, ponieważ zamęczyłyby mnie na śmierć.
-Rosa, czekaj-krzyknęła za mną Amy, ale ja byłam już daleko.
                                                              ******
    Trzasnęłam drzwiami, a plecak rzuciłam na podłogę. Szybko poszłam do swojego pokoju omijając Mike'a, który popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Wyjęłam z komody jasnoniebieskie rurki oraz biały, nieco za duży T-shirt z napisem YOLO. Przebrałam się w to szybko, po czym podkreśliłam swoje rzęsy lekkim makijażem. Uśmiechnęłam się do siebie, po czym skierowałam się do mamy.
-Hej mamo, wychodzę i nie wrócę na noc-powiedziałam, na co odpowiedziała mi grymasem na twarzy.
-Skąd masz pewność, że zgodzę się na to?-spytała patrząc się na swoje paznokcie, które właśnie skończyła malować jaskrawo czerwonym lakierem.
-Proszę?
-Gdzie chcesz iść?-spytała mrużąc oczy.
-Do Jenny-uśmiechnęłam się lekko, nie wiedziałam czy mam wspominać o tym, że będzie to impreza. Pomyślałam jednak, że nie jest to najlepszy pomysł.
-Impreza?
-Coś w rodzaju piżama party, proszę, Amy, Lola i Lizzy też będą!-zapewniłam.
-No dobra, idź, ale masz być koło dwunastej w domu, no, chyba, że nie wstaniesz-westchnęła.
-Dzięki-cmoknęłam ją w policzek i wybiegłam z domu. Szłam przez ciemną uliczkę,oświetloną tylko przez nieliczne latarnie, położone zbyt daleko od siebie, aby dawać wystarczająco dużo światła, abym czuła się w tym miejscu komfortowo. Nie chodzi o to, że się bałam, ponieważ nie bałam się, do domu Jenny nie było tak daleko, ale nie lubiłam chodzić po ciemku. Nawet nie wiedziałam ile jeszcze drogi mi pozostało. Było zbyt ciemno, abym zauważała jakiekolwiek szczegóły. Do jej domu musiałam iść przez cały czas prosto, aż dojdę do skrzyżowania, na którym muszę skręcić w prawo, a po kilku minutach dotrę do celu.
         Nagle, po drugiej stronie ulicy zauważyłam czyjąś sylwetkę, ta osoba ubrana była w czarną koszulkę i chyba tego samego koloru rurki. Nie wiedziałam, czy się nie myliłam, ale w tej postaci dostrzegałam coś znajomego. Kiedy przechodziła, a właściwie przechodził, bo był to chłopak  pod latarnią rozpoznałam w nim Harry'ego. Nie umiałam na to zareagować, szczerze mówiąc nie miałam ochoty gadać z nim po tym wszystkim co się zdarzyło. Bo w sumie.. Nic się nie zdarzyło, ale nie umiałam powiedzieć dlaczego relacja między nami jest taka dziwna, nie jestem pewna niczego, nie potrafię tego zmienić. Ugh. Dlaczego to wszystko musi być tak bardzo skomplikowane? Nie rozumiem.
-Rose!-o nie... Odwróciłam się ku niemu zmuszając się do fałszywego uśmiechu. Czy on nie mógłby sobie iść? Proszę...
-Cześć-powiedziałam dziwnym głosem, tak jakby wydostawał się on z czyichś ust, a nie moich.
-Cześć. Obraziłaś się?-spytał z wyrazem twarzy, którego nie potrafiłam rozszyfrować. Znowu.
-Nie, dlaczego miałabym?
-Dziwnie się zachowujesz-mruknął pod nosem nie spuszczając ze mnie wzroku. Szliśmy bardzo wolno, ale nie chciałam zmieniać tempa. Mógłby pomyśleć sobie, że chce od niego uciec. Cóż, po części tak było, ale nie wiedziałam jak powinnam zachowywać się w jego towarzystwie, który nieco mnie onieśmielało. Ba. Bardzo mnie onieśmielało.
-To samo mogę powiedzieć o tobie-odparłam spokojnie zerkając na niego przelotnie.
-Nieprawda-uśmiechnął się. O co mu chodziło, boże.
-Właśnie, że prawda. Zdecyduj się! To tak, jakbyś miał jakieś rozdwojenie jaźni. No wiesz, najpierw jesteś milutki i w ogóle, a nagle odzywa się w tobie osoba, która gardzi wszystkim i wszytskimi, a do tego...-nie pozwolił mi dokończyć, przerywając mi.
-Straszna z ciebie gaduła-zaśmiał się
-Nie ignoruj mojego monologu, ja się tu wysilam, a ty się ze mnie śmiejesz-prychnęłam, choć tak naprawdę sama ledwo powstrzymałam się od uśmiechu, ale nie chciałam, żeby pomyślał sobie, że tak jest. Niech teraz on się powysila, żeby mnie zrozumieć. Wszyscy gadają, że kobiety nie ogarniesz, ale jak tu zrozumieć faceta? No właśnie.
-Nic z niego nie zrozumiałem-wyszczerzył się. Czy on próbuje mnie wnerwić? Jeśli tak, to doskonale mu się udało.
-Rose-powiedział, a ja go zignorowałam.
-Rose-powtórzył głośniej, a ja przeszłam na drugą stronę ulicy. Ok, niech robi sobie ze mnie jaja, ale nie w tym momencie. To dla mnie ważne, chcę go zrozumieć, a jestem ciekawską osobą i chciałabym wiedzieć o co chodzi. A on ignoruje to co do niego mówię. Niech robi sobie co chce.
-Rosie, Rosie, Rosie-zaczął mówić przechodząc na drugą stronę ulicy, na co prychnęłam cicho, ale wystarczająco głośno, aby usłyszał. Nie miałam zamiaru udawać, że jest okej. Cholernie mnie wkurzał. Objął mnie ramieniem, a ja przełknęłam ślinę. Co on kombinuje?
-No nie obrażaj się- szturchnął mnie lekko zdejmując swoją rękę z mojego ramienia.
-Wcale się nie obrażam.
-W ogóle-zakpił.
-W ogóle-potwierdziłam udając jego sarkastyczny głos.
-No weź- uśmiechnął się.
-Nie, jesteś za ciężki-odparłam błagając o to, żebyśmy jak najszybciej dotarli do Jenny, miałam już go serdecznie dosyć, co on sobie myślał? Potwornie mnie denerwował i miałam wrażenie, że doskonale się przy tym bawił.
-No widzisz, już przestałaś się obrażać- uśmiechnął się kolejny raz mnie szturchając.
-Daj ty mi wreszcie święty spokój, jesteś strasznie męczący-westchnęłam głęboko, na co odpowiedział mi głośnym śmiechem.  Czy to co powiedziałam naprawdę aż tak go rozbawiło? Co za pogmatwany człowiek.
-Jestem męczący?-spytał zanosząc się śmiechem.
-Tak i to bardzo. -uśmiechnęłam się do niego z grymasem, po czym zorientowałam się, że jesteśmy już pod domem Jenny. Nawet nie pukałam, bo i tak nikt zapewne by mi nie otworzył, ponieważ w środku było zbyt głośno, żeby usłyszeć coś takiego jak pukanie do drzwi. Poza tym prawdopodobnie nikomu nie chciałoby się nawet otworzyć tych drzwi. Nim spostrzegłam Harry otworzył drzwi i puścił mnie przodem.
-Wow, prawdziwy gentelman- uśmiechnęłam się, mówiąc sarkastycznie, choć naprawdę mi się to spodobało. Nie wiem czemu, ale uwielbiam, gdy faceci otwierają przede mną drzwi. To serio urocze.
-Staram się- uśmiechnął się łobuzersko i poszedł w tłum zostawiając mnie samą. Co, kurwa?!Co za idiota! Ale co mi tam, jestem przecież niezależną kobietą, która nie lata za facetami. I wcale w tym momencie nie idę w jego kierunku. Cholera! Miałam tam nie iść! Obejrzałam się dookoła. Nigdzie nie widziałam ani Amy, ani Loli, ani nawet Lizzy. Harry'ego też nie było w pobliżu.
         Nagle zauważyłam Harry'ego, który tańczył z jakąś dziewczyną, której imienia nie znałam, a nawet jej nie kojarzyłam. Chyba nie była z naszej szkoły więc to raczej niemożliwe, żeby znała Harry'ego. Tak właściwie to on jest strasznie głupi, najpierw lata za mną jak pies, mimo, że mam go dosyć, a nagle na imprezie zostawia mnie samą dla jakiejś laski.
-Rose?-usłyszałam głos Sama, chłopaka, którego kojarzyłam ze szkoły. Uśmiechnęłam się lekko do niego.
-Zatańczysz?-spytał dość nieśmiało, ale nie przeszkadzało mi to, był przystojny, a przyjęłabym propozycje dosłownie każdego, byleby tylko Harry mnie z nim zobaczył.
-Jasne-odparłam uśmiechając się najładniej jak potrafiłam. Taniec z nim był przyjemny, bardzo dobrze tańczył. Chciałam jakoś zacząć rozmowę z nim, ale nie miałam pojęcia jak mogłam to zrobić. Kiedy piosenka się skończyła podeszłam do stołu, na którym ustawiony był alkohol i wzięłam piwo. Upiłam łyk  z puszki i siadłam na miękkiej, kremowej kanapie obserwując jak ludzie tańczą. Kilka razy przed oczami śmignął mi obraz Harry'ego, co chwilę z inną dziewczyną, ale nie przeszkad
zało mi to.  Im więcej piłam alkoholu tym radośniejsza się czułam. Piłam z nudy. Nie miałam z kim tańczyć, znaczy no tańczyłam z kimś praktycznie co kilka minut, ale nie chciało mi się tego robić. Nigdzie nie mogłam znaleźć dziewczyn. Postanowiłam więc przejść się po pokoju, aby znaleźć gdzieś którąś z nich. Nagle zauważyłam Lolę, do której szybko podeszłam.
-No cześć-uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć, Rosie. Piłaś już?-zaśmiała się.
-No, możliwe-uśmiechnęłam się-Gdzie byłaś? Nigdzie nie mogłam cię znaleźć-mruknęłam z grymasem opierając się o ścianę.
-Tańczyłam z Mickiem przez cały czas, on jest taki słodki! Nie uwierzysz, powiedział, że mu się podobam! Boże , rozumiesz. Może kiedyś będziemy razem-zaszczebiotała radośnie z wielkim entuzjazmem opowiadając mi o tym chłopaku.
-Taa, muszę go wreszcie poznać, ale nie teraz-uśmiechnęłam się do niej. Czemu cały czas rozmawiamy praktycznie tylko o chłopakach? Ile można... Ale cóż, ten Mick,  o którym opowiadała mi Lola był naprawdę fajny, wywnioskowałam to z jej wcześniejszych opowieści o nim.
-Dlaczego nie? No chodź, poznam cię z nim, zobaczysz, polubisz go!-pisnęła łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w jakimś kierunku, ale szybko się jej wyrwałam. Nie chciałam go poznawać. Nie teraz. Nie w takim stanie.
-No co?-zdziwiła się patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.
-Nie, nic. Po prostu trochę za dużo wypiłam i nie chcę czegoś palnąć, a wiesz przecież, że jestem do tego zdolna-zaśmiałam się.
-No dobra, to ja idę do niego-cmoknęła mnie w policzek i poszła na środek parkietu, gdzie stał jej przyszły chłopak. Nie lubiła, gdy tak go nazywałam, ale naprawdę tak uważałam. Pisałam z nim kiedyś, ale tylko przez facebooka, jeszcze nigdy nie rozmawiałam z nim na żywo, a nie chciałam poznać go w takich okolicznościach. Jeszcze by coś sobie o mnie pomyślał, także wolałam tego nie robić.
-Zatańczysz?-spytał jakiś chłopak, którego nawet nie znałam. Pokiwałam niepewnie głową i zaczęłam z nim tańczyć. Spojrzałam mu się w oczy, które były bardzo ładne, niebieskie jak morze.  Uśmiechnęłam się do niego lekko, a od to odwzajemnił. Szczerze nogi mnie już bolały od tego wszystkiego, ale tańczyłam dalej świetnie się bawiąc. Jeżeli inni mogą, to czemu nie? Podobało mi się to. Przetańczyłam z nim następne dwie piosenki, a dopiero po trzeciej rozstaliśmy się, a ja usiadłam obok Amy, którą znalazłam w kuchni, siedzącą na wysokim krześle, pijącą piwo za piwem. Strasznie śmierdziała alkoholem, ale starałam się to ignorować, pomimo, że nienawidziłam tego smrodu. Ale w końcu to moja przyjaciółka, powinnam dla niej to wytrzymać i zobaczyć co się stało, przecież bez powodu raczej by się nie upijała, prawda? No chyba, że o czymś nie wiem.
-Co jest?-spytałam siadając obok, przy okazji biorąc łyk piwa, którego właśnie nalałam sobie do szklanki.
-Eriece-wybełkotała.
-Co? Nie zrozumiałam, powtórz-odparłam biorąc łyk złocistego napoju.
-Eirec siecałowł z Jeno-zaczęła mówić, ale przez to, że była całkowicie schlana niezbyt jej się to udawało.
-Eric całował się z Jenną?-spytałam, na co ona pokiwała głową, przytrzymując się stolika, aby nie upaść. -w tej chwili dopiłam swoje już nie wiem które z kolei piwo tej nocy i złapałam ją za rękę. Ona nic nie mówiła, tylko patrzyła na mnie z ciekawością w oczach. Była bezbronna jak niemowlę, co stałoby się, gdyby przydarzyłaby się jej sytuacja, której doświadczyłam ja na poprzedniej imprezie? Kto by ją uratował? Wolałam o tym nie myśleć, przez samo wspomnienie o tym przeszedł mnie dreszcz.  Szłam z nią w kierunku kanapy, co chwilę się potykając. Zaczynałam widzieć podwójnie i zauważyłam, że coś jest nie tak. Położyłam ją szybko na kanapie i szepnęłam jej, żeby poszła spać, a sama oparłam się o ścianę, próbując dojść do kuchni, innej kanapy, czegokolwiek. Z każdym krokiem coraz trudniej było mi stawiać nowy krok, ale póki co trzymałam się jeszcze na nogach.
            Nagle zaczęła grać jakaś smutna piosenka, przy których zazwyczaj tańczą zakochane pary. Właściwie tak się stało, a ja, żeby spokojnie móc to obserwować, gdy nagle...
____________________________________________________________________-
BUU! WRÓCIŁAM MIŚKI <3 PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ NIEOBECOŚĆ, NIE MIAŁAM NETU, ANI WENY. TERAZ OBIE TE RZECZY WRÓCIŁY, WIĘC SPOKOJNIE BĘDĘ DUŻO CZĘŚCIEJ DODAWAĆ ROZDZIAŁY.
A I ZMIENIŁAM WYGLĄD GŁÓWNEJ BOHATERKI, NIE BĘDZIE NIĄ JUŻ BARBARA PALVIN, A EMILY RUDD
Ogółem dziękuję za wejścia i komentarze!
4 komentarze=nowy rozdział :)

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 4

-Przepraszam-szepnęła do mnie Lola z zawstydzeniem, na co prychnęłam. Gdy po mnie przyszła, myślałam, że zaprasza mnie do siebie, a ona zaprowadziła mnie do tych słodkich idiotek, dziewczyn z kółka sportowego, albo gimnastycznego. Licho wie, skąd one są, ale nie obchodziło mnie to, po prostu miałam szczerze dosyć siedzenia w domu Becky- jednej z nich.
-Miałyśmy iść do ciebie-syknęłam, na co uśmiechnęła się sztucznie i przysunęła słomkę od shake'a do ust.
-A więc dziewczyny,zagrajmy w butelkę!-zaszczebiotała Becky, na co wszystkie się zgodziłyśmy.
-Ale chwila! Ponieważ mam dla was boską niespodziankę-zacmokała otwierając drzwi wejściowe.
              Do domu weszło kilkunastu chłopaków ze szkoły. Rozpoznałam w nich Erica, Justina, Zayna, Harry'ego, Liama, Louisa i Nialla, za nimi wchodziło jeszcze wiele znajomych twarzy.
-Co to ma w ogóle być?-spytałam Loli ze złością. Nie to, że nie odpowiadało mi tylu chłopaków dookoła, po prostu dziewczyny, które są tu obecne, zaraz zaczną się popisywać oraz konkurować między sobą, która którego zdobędzie. Żałosne, naprawdę.
-Ja serio nie wiem, co roku robią takie ,,spotkania", ale nie lubię sama tu przychodzić, tylko raz popełniłam ten błąd, a dziewczyny nie chciały ze mną przyjść.-wyjaśniła szybko. Miałam wrażenie, że bała się, że ją tu zostawię. Naprawdę chciałabym to uczynić, ale tym razem chociaż spróbuję być wielkoduszną, wspaniałą przyjaciółką i tu zostanę.
-Boże, obiecuje ci, że jeżeli znowu coś wymyślą, to cię zabiję. Szczerze. Ostatnim razem ledwo wymigałam się od całowania się przez nie wiem ile całowania się z Ericem. To mój przyjaciel, jak ja mogłabym się z nim całować, przecież to ohydne!-mruknęłam patrząc się na chłopaków włączających się do kręgu. Obok mnie siadł Louis. Harry na przeciwko mnie, a reszty nie chciało mi się nawet ogarniać, bo i tak wiedziałam, że już za chwilę czekała mnie masakra.
-Ja kręcę-usłyszałam donośny, lecz piskliwy głos Becky. Butelka wypadła na mnie, cholera. Miałam ochotę stąd uciec, ale zostałam na swoim miejscu, niestety.
-Pocałuj Erica!-wyszczerzyła się ta blond małpa.  Nie chciałam tego robić, zawsze bałam się, że coś może się przez to popsuć.
-Ugh, przyjaciół się nie całuje, ale okej-mruknęłam i przybliżyłam się do niego cicho połykając ślinę.W sumie... Był całkiem przystojny, ale dziwnie czułam się patrząc w te jego wielkie, niebieskie oczyska. Zastanawiałam się czy w tym momencie powinnam coś powiedzieć, zrobić coś? Nie miałam pojęcia jak zachować się w tej sytuacji, więc pomyślałam, że lepiej będzie jeżeli wyłączę myślenie
i po prostu zacznę go całować.
               Przysunęłam się bliżej i ostatni raz zerkając na jego reakcję złączyłam nasze usta. Jego wargi były miękkie i ciepłe. Carla odmierzała czas, ponieważ zawsze w tym towarzystwie na pocałunek był określony czas. W sumie było to całkiem przyjemne, ale muszę przyznać, że pozycja była naprawdę niewygodna, ponieważ on siedział ,,po turecku" a ja klęczałam przed  nim, opierając się dłońmi o podłogę. Zamknęłam oczy, aby na niego nie patrzeć. Zawsze kiedy przy tej grze jestem zmuszona kogoś całować, kto jest moim kolegą zaczynam się śmiać, to niepohamowany odruch, nie umiem tego powstrzymać, niestety. Czas dłużył się, zauważyłam to po jakimś czasie. Nie powiem, całowanie go nie sprawiało mi problemu.
-I...Stop-usłyszałam głos rozwścieczonej Mandy, którą nawet nie wpuszczono by tu, gdyby nie przysługa dla Becky. Nawet nie wiem o co chodziło, nie chciała mi o tym powiedzieć. Nikomu nie mówiła, co było trochę dziwne, ale niezbyt ją lubiłam i mało interesowało mnie jej nudne życie towarzyskie. Dziewczyna patrzyła na nas z obrzydzeniem zaciskając usta, wiadome było, że Eric jej się podoba, właściwie nie tylko on, ale Mandy była dziwna. Miała potrzebę byciu w centrum uwagi chłopców i była zła kiedy coś jej się nie udawało, co zdarzało się dość często, ponieważ mimo, że nie chcę być niemiła muszę przyznać, że nie należała do ładnych.
             Oderwałam się od Erica i jednocześnie poprawiając swoje włosy wróciłam na swoje miejsce zadowolona ze złego humoru Mandy. Nigdy  nie mam wyrzutów sumienia, kiedy coś jej powiem, lub zachowam się co do niej nieuprzejmie, ponieważ dobrze wiem, że ona sama mnie nie lubi. To przecież widać, a ja nie będę udawała, że jest inaczej. Bo po co? Nie mam ochoty nawet na nią patrzeć, a co dopiero zakolegować. Choć w sumie inni myślą, że jesteśmy kumpelami. Niedoczekanie! Butelka po raz kolejny poszła w ruch. HARRY...
-A więc, Haroldzie, prawda czy wyzwanie?-uśmiechnęłam się szyderczo.
-,,Haroldzie"?-uśmiechnął się pod nosem, po czym spojrzał mi w oczy.
-Taaak. Fajnie to brzmi.
-Ale...-zaczął, jednak Louis nie pozwolił mu dokończyć zdania.
-Koniec tych pogaduch, gramy!-krzyknął z wielkim uśmiechem na twarzy.
-Ugh, zawsze decyduję się na wyzwania, ale tym razem wybieram prawdę-powiedział, na co przygryzłam wargę.
-Która dziewczyna z obecnych podoba ci się najbardziej?-wypaliłam z braku pomysłów. W sumie nie chciałam usłyszeć odpowiedzi, mimo, że go nie znałam nie chciałam usłyszeć, że podoba mu się jakaś dziewczyna, ktoś inny niż ja. Niby nie był moim chłopakiem, ani nawet przyjacielem...Ale był przystojny. To wystarczyło.
-Nie znam dobrze żadnej.
-No dawaj-mruknęłam pod nosem patrząc na jego zmieszanie, właśnie przełykał ślinę rozglądając się po kręgu.
-Ty i Katie- powiedział spuszczając wzrok. O cholera! Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie usłyszałam, myślałam, że to jakiś żart. Poczułam jak policzki zaczynają mi się czerwienić. Cholera,cholera,cholera. Mimo tych cudownych słów, które usłyszałam i tak miałam ochotę stąd uciec. Na pewno byłam czerwona jak burak! Do tego w tym momencie wszyscy zaczęli mówić mu coś o mnie  i o Katie, szeptać między sobą. Nie słuchałam, myślałam nad tym jak bardzo czerwona mogę być w tej chwili. Na ogół się nie rumienię, ale gdy przydarza mi się coś podobnego do tej sytuacji każdy zaczyna się śmiać z mojego zawstydzenia. Boże.
            Po kilkunastu minutach zaczęło robić się coraz gorzej. Na ,,mini" imprezę zaczęło przychodzić coraz więcej ludzi z innych szkół, może nawet pełnoletnich, których nie znam. Do tego doszedł alkohol i fajki. Wstałam z miejsca pociągając za sobą Lolę w stronę łazienki, chciałam spiąć sobie grzywkę, która wpadała mi do oczu.
          Gdy spuściłam głowę, aby spojrzeć na niziutką Lolę poczułam coś zimnego na swoim dekolcie. Jakiś idiota wylał na mnie piwo, cholera! Miałam cienką bluzkę, która mimo swojego koloru nie prześwitywała czerni mojego stanika, a teraz przylegała ona do mojego mookrego ciała. Stanik był widoczny, a ja miałam mega plamę na ubraniu. Spojrzałam na zmieszaną minę kolesia, który był ubrany w dżinsy i czerwoną koszulkę z czaszką.
-Ty idioto, patrz co zrobiłeś!-wrzasnęłam na niego.
-Oj co się spinasz, mała. Teraz jest lepiej, chodź.-pociągnął mnie w ciemny korytarz. Nagle sylwetka Loli, która szybko za nami podążała znikła w tłumie, choć nadal słyszałam obelgi na tego chłopaka.
-Zostaw mnie kretynie!-prychnęłam odpychając go od siebie, lecz ten z rozwścieczoną miną popchnął mnie do jakiegoś małego pokoiku.
-Zabawimy się tylko, będzie przyjemnie-uśmiechnął się z dziwnym wyrazem twarzy. Był pijany, to było widać. Na te słowa naprawdę się przeraziłam. Przycisnął mnie do ściany i zaczął całować moją szyję.
-Pomocy!-krzyknęłam, lecz zamknął mi usta obleśnym pocałunkiem, a jego ręce powędrowały do mojego biustu.
-Idealne, mam nadzieję, że jesteś też dobra w łóżku, mała, bo cycki mi się podobają, są-nie usłyszłam co było dalej, co wypowiadał pomiędzy pocałunkami. Kopnęłam go w brzuch, a kiedy się skulił popchnęłam go i kolejny raz zawołałam o pomoc, kiedy złapał mnie za nadgarstek.
              Nagle drzwi się otworzyły, a stanął w nich Harry. Nie wiem co działo się potem, to stało się tak nagle. Chłopak skoczył do tego pijanego kolesia, który próbował mi coś zrobić i uderzył go pięścią w twarz. Ten lekko się zachwiał, lecz po chwili spróbował oddać cios Harry'emu, który szybko odskoczył i kolejny raz uderzył tamtego.
-Dziwka, a jemu to byś dała!-krzyknął po czym uciekł.
            Loczek spojrzał na mnie ze zmartwionym wyrazem twarzy, po czym chwytając mnie w talii, szybko wyprowadził na zewnątrz.
-Uhm...Dziękuję. Gdyby nie ty całkiem inaczej mogłoby się to skończyć- mruknęłam.
-Nie musisz dziękować, ważne jest dla mnie tylko twoje bezpieczeństwo-odparł szybko ściągając swoją baseballówkę i założył mi ją na ramiona. Zdziwiłam się. Poprawił ją, aby lepiej na mnie leżała, mimo, że i tak była o wiele za duża, po czym lekko się uśmiechnął.
-Powinnaś już iść-westchnął idąc przed siebie.-No chodź,odprowadzę cię-zaśmiał się. Poszłam w jego kierunku, nadal będąc niesamowicie zdezorientowana całą tą sytuacją. Wszystko było takie nowe, nie miałam pojęcia jak zachować się w stosunku do niego.Najpierw odpowiada mi jak gdybym go w ogóle nie interesowała, a potem daję mi swoją bluzę. Dziwne, ale i tak było to miłe. Była ona bardzo miękka, cała przesiąknięta jego cudownymi perfumami.
-Obraziłeś się na mnie?-nagle wypaliłam.
-Czemu pytasz?-odpowiedział.
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie.-burknęłam, na co wzruszył ramionami.
-Chcę wiedzieć.
-Po twoim wczorajszym zachowaniu-mruknęłam wtulając się w jego bluzę.
-Nie.-odpowiedział krótko.
-Nie masz nic więcej do powiedzenia?-zdziwiłam się.
-Nie Rose, nie mam. Nie jestem na ciebie obrażony i nawet nie wiem dlaczego tak sądzisz-powiedział patrząc na mnie swoim słynnym wzrokiem typu ,,nigdy nie dowiesz się o czym myślę w tej chwili".
-Dziwne-mruknęłam.
-Może i tak-westchnął.
-Harry...-zaczęłam, lecz po chwili zrezygnowałam ze słów, które miałam powiedzieć.
-Hę?
-Ugh...Już nieważne.-wymamrotałam .
             Dalszą drogę szliśmy w milczeniu, w tym czasie myślałam nad dzisiejszym dniem. O co mu tak właściwie chodzi? Sądziłam, że większość chłopaków jest łatwa do zdobycia, spławienia, zrozumienia, czegokolwiek. Patrząc na chłopaka, który aktualnie szedł obok mnie zaczynałam wątpić w moją teorię. Nie miałam nawet pojęcia o tym, co on tak naprawdę o mnie sądzi. Lubi mnie? A może uważa, że jestem irytująca, ponieważ gdyby nie ja mógłby w spokoju bawić się na imprezie? Nie wiedziałam nic. Po wczorajszym dniu sądziłam, że moje towarzystwo tylko go wkurza, a kiedy oddał mi swoją bluzę, przy okazji patrząc się z taką opiekuńczością  w oczach myślałam, że wcale nie uważa mnie za taką złą. Teraz ponownie milczy. Zadziwia mnie, fakt.
-No...To do jutra. I jeszcze raz dzięki za wszystko-wydukałam, kiedy staliśmy przed moim domem zdejmując z siebie jego bejsbolówkę, po chwili przekazując mu ją.
-Nie ma za co, serio. Pa- odparł lekko i odwracając się poszedł przed siebie, zapewne wracając już do swojego domu. Otwierając drzwi odwróciłam głowę, aby jeszcze raz na niego spojrzeć, ale znikł on już w uliczkach osiedla. Wzruszając ramionami weszłam do środka.
-Gdzieś ty się do cholery podziewała?! Czy ty widzisz, która jest godzina?! Myślisz, że masz osiemnaście lat i uważasz, że wszystko ci wolno?!-usłyszałam krzyk swojej mamy, kiedy tylko przekroczyłam próg domu.
-Mamo, nie drzyj się! Nie jest tak późno-westchnęłam szybko biegnąc do swojego pokoju, aby tylko nie poczuła zapachu alkoholu z mojej nadal mokrej bluzki, która nadawała się już tylko do prania. Nie chciałam wspominać mamie o tym incydencie, nie sądziłam,  że jest ej to potrzebne. Tylko niepotrzebnie by się zdenerwowała. To nie miało sensu. Tak właściwie nie znałam tego kolesia, kim on mógł być? To chyba powinno się zgłosić na policję, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Postanowiłam to zapomnieć.
______________________________________________________--
Dziękuję, za miłe komentarze,cieszę się, że wam się podoba, staram się :) Liczę na kolejne komy i racja, rzadko dodawałam, ale miałam ważny test, jest już po nim , więc to się zmieni :)

                    

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 3

                   Kolejny raz siedziałam sama, znudzona słowami nauczycielki. Miałam usiąść z Lolą, ponieważ umówiłyśmy się na to już dawno, lecz moja jakże kochana przyjaciółeczka siadła sobie z kim?! Z Mandy! Ona i Cleo tak jakby dołączają się do naszej paczki poza moją zgodą, miło, prawda? Martwi mnie tylko moja fałszywość, udaję, że ją lubię. To dziwne, ja naprawdę nigdy taka nie byłam i dziwię się co się ze mną stało. Byłam cholernie zła za to, że Lola ignorowała mnie, gdy dźgałam ją piórem w plecy, aby się do mnie odwróciła. Nie wiem czemu aż tak to wszystko przeżywałam, może po prostu miałam zły humor.
                Nagle drzwi klasy otworzyły się, po czym ujrzałam Harry'ego z potarganymi włosami.
-Przepraszam za spóźnienie- burknął pod nosem rozglądając się po sali.
-Nie stój tutaj jak słup soli, tylko usiądź z Rose, nie ma wolnych miejsc- powiedziała zmęczonym głosem nauczycielka biologi siadając na swoim biurku ze swoim kubkiem kawy, po chwili wracając do tematu, który omawialiśmy. Zaczerwieniłam się, spuszczając wzrok na swój biały zeszyt z motylkiem na okładce. Jeju.
              Po chwili obok mnie siedział już brunet, który nawet na mnie nie spojrzał. To jasne, był zły, w innym wypadku na pewno by się odezwał, wczoraj był bardziej rozmowny.
-Harry- szepnęłam do niego, ale nie zareagował.
-Harry!-powtórzyłam, ale nadal siedział wpatrując się przed siebie. Cholera! 
            Przestałam go zaczepiać i skupiłam się na lekcji. To znaczy...Próbowałam, bo niezbyt mi to wychodziło. Myślałam nad tym, dlaczego Harry był zły na mnie, w końcu powiedziałam mu, że nie dam rady, przecież nie kłamałam! Czemu ja zawsze muszę mieć w życiu pod górkę, no dlaczego!?Prychnęłam cicho, na co chłopak zaśmiał się pod nosem. Naprawdę go nie ogarniałam.
                                                         ***
        Na przerwie siedziałam z Lizzy na szkolnym dziedzińcu, jedząc lody czekoladowe. Zilustrowałam swoją przyjaciółkę od stóp do głów i westchnęłam głęboko.
-No co?- zdziwiła się.
-Przy tobie dostaje kompleksów-stwierdziłam z grymasem.
-O czym ty w ogóle mówisz?- zdziwiła się blondynka.
-Jesteś strasznie chuda, a patrz na mnie. Boże, jaki ze mnie grubas- mruknęłam ściskając swoje udo. Nie zadowoliło mnie to. Chciałabym mieć takie nogi jak Lizzy, ona jest strasznie szczupła, gdyby nie to,  że je praktycznie przez cały czas, uważałabym, że jest anorektyczką! Ale nie powiem, i tak była ładna.
-Wolałabym mieć twoją figurę- westchnęła robiąc dziwną minę.
-Dlaczego?-spytałam.
-Ty masz cycki!-pisnęła wypowiadając to tak, jak gdyby piersi byłyby najważniejszą rzeczą na świecie. Zaśmiałam się, jednocześnie martwiąc się o to, że nikt tego nie usłyszał.
- No to co? Ty też masz- uśmiechnęłam się.
-Nie jestem pewna, czy to co mam to cycki, czy bąbel od ugryzienia komara!-zaśmiała się, marszcząc nos.
-Bez przesady- zaśmiałam się- I tak jesteś ładniejsza.
-Gdybym była, to na mnie gapiłby się teraz ten chłopak- zaczęła się śmiać pokazując na niego palcem. Spojrzałam w kierunku, który pokazała. Stał tam Zayn, przez co z całej siły uderzyłam ją w dłoń, którą go wskazywała.Wyszczerzyłam się do niego po czym spojrzałam morderczym wzrokiem na Lizzy.
-Przestań! Bo będzie wiedział, że o nim mówimy!-syknęłam ze złością. Blondynka wstała z ławki, wyrzucając patyczek od loda do kosza i podała mi rękę.
-Wstawaj!-wyszczerzyła się. Również wyrzuciłam patyczek, po czym niepewnie wstałam. Co ona mogła znowu kombinować?! Nagle dziewczyna mocno popchnęła mnie w plecy, a ja ze zdziwienia nawet nie zareagowałam, tylko wleciałam prosto w ramiona Zayna. No, prawie... Chłopak leżał na ławce, powoli się z niej zsuwając, a ja leżałam na nim. O jezu.
        Szybko stanęłam na chodniku i pociągnęłam chłopaka za rękę, aby pomóc mu wstać.
-Boże, przepraszam! Ona mnie popchnęła!-pisnęłam pokazując palcem w stronę Lizzy,niczym dziecko próbujące wymigać się od kary.Spojrzałam na blondynkę, która wyszczerzyła się wesoło. Boże, ale siara! Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
-Nic...Się nie stało- wydukał patrząc się na nas ze zdziwieniem.
         Nagle zabrzmiał dźwięk dzwonka na lekcje, więc szybko pociągnęłam za sobą Lizzy i pobiegłam do szkoły, aby jak najszybciej zniknąć z miejsca zdarzenia. Najgorsze było, że wszyscy strasznie się na mnie gapili, bo wcześniej widzieli mój nieszczęsny upadek na Malika. RANY! Zabiję ją, po prostu zatłukę!
 -Oszalałaś-warknęłam idąc po schodach, na co ona wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Serio, ja ci kiedyś coś zrobię-mruknęłam, a ona nadal śmiała się wniebogłosy.Jak dla mnie nie było to śmieszne! Zachichotałam, dobra, może trochę jednak było. Ta mina Zayna, kiedy na nim leżałam...Bezcenne!
-A widzisz, mówiłam, że to nic takiego!-pisnęła Lizzy wbijając mi palec w żebro.
-Auć-pisnęłam, po chwili mówiąc- Czy ty widziałaś jego minę?-Zaczęłam się śmiać.
-No raczej, nie inaczej! Takie ,,O Jezu, co jest, pedofilka jakaś! A zaraz, mmm, to seksowne!- ponownie wybuchnęłam śmiechem, tak jak ona.
              Docierając pod klasę zauważyłam Amy, która jak zwykle lgnęła do chłopaków.  Odkąd minęło trochę czasu, od tego jak Eric z nią zerwał ponownie zaczęła uganiać się za połową męskiej części tej szkoły, czyli wszystko wróciło do normy.  Podeszłam do niej razem z Lizzy.
-Rose gwałciła Malika!-krzyknęła na powitanie Lizzy, na co zdzieliłam ją po głowie.
-Co?-zdziwiła się uśmiechnięta Amy.
-Zamknij się Lizzy! Amy, ona..Ona..-zaczęłam się śmiać.
-Zaczęła go gwałcić na ławce!-ponownie zapiszczała.
-Jezu, no o co wam chodzi?-zachichotała Amy.
-A więc, ta tutaj idiotka, stojąca po moim prawo właśnie popchnęła mnie na Zayna, na którego dosłownie upadłam. Lol.
-Piona!-krzyknęła Amy do Lizzy i przybiła z nią piątkę.
-No ej!-mruknęłam z grymasem, mając nadzieję, że Zayn szybko o tym zapomni. Ale cóż, mogę teraz powiedzieć, że byłam z nim baardzo blisko, zaśmiałam się w duchu.
-Rosie, idziesz dzisiaj na pizzę? -spytała mnie Amy.
-No jasne, że tak- wyszczerzyłam się.Miałam ochotę na coś kalorycznego, ale też na odpoczynek od domu. Mama cały czas mówi tylko, jak bardzo kocha Dean'a i nie może doczekać się, aż się do nas wprowadzi, na co nie pozwolę, jeżeli będę miała coś do gadania. Ugh, co ja mówię. Na pewno moje zdanie nie będzie się dla nich liczyło, co nie znaczy, że nie będę protestować.
-Chodźcie, jest już po dzwonku- mruknęła niezadowolona Lizzy idąc w kierunku sali matematycznej. Boże, jak ja nienawidziłam matematyki! Jest okropna, jakiś wymysł diabła, serio.
             Siedziałam razem z Nicole, która co chwilę wypytywała mnie o Harry'ego od kiedy tylko powiedziałam, że zdążyłam się z nim już zapoznać. Tłumaczyłam jej, że przecież wcale dobrze go nie znam, ale jej ciekawość nie miała końca, co chwila wymyślała nowe pytanie, na które nie znałam odpowiedzi.
-A byłaś gdzieś z nim?-spytała.
-Nicole, powtarzam ci to po raz setny, ja z nim tylko wracałam do domu- jęknęłam.
-Ale czegoś musiałaś się dowiedzieć!- pisnęła.
-Niestety nie-burknęłam.
-Ale spodobał ci się.-stwierdziła na co zdziwiłam się, spoglądając na Stylesa.
-Przecież ja go prawie nie znam-szepnęłam nie odrywając od niego wzroku do kiedy sam na mnie spojrzał. Zaczerwieniłam się lekko i spuściłam wzrok na swój zeszyt. Przełknęłam ślinę.
-O Boże,Rose, spojrzał się,Harry się spojrzał!-zaszczebiotała Nic, pukając mnie w ramię. Chłopak chyba usłyszał swoje imię, gdyż zerknął w naszą stronę z wyraźnym zaciekawieniem. Cholera. Uśmiechnął się od ucha do ucha i odwrócił głowę.
-Rany-jęknęłam.
         Zadzwonił dzwonek na przerwę, oznaczający koniec lekcji.
-Nicole, mogłaś powiedzieć to znacznie ciszej!-syknęłam ze zdenerwowaniem w jej stronę, a kąciki jej ust uniosły się ku górze.
-To nic złego, teraz przynajmniej wie, że jesteśmy nim zainteresowane, wiesz, teraz może się coś zmieni!
-Bez przesady, kto powiedział, że jestem zainteresowana?-spytałam.
-To widać, Rosie, to naprawdę wszystko bardzo dobrze widać.
Co?
        Wyszłam razem z Lizzy, Amy i Lolą na dziedziniec rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Harry'ego.  Dzisiaj naszła mnie ochota, aby znowu z nim wracać. Kiedy tylko dostrzegłam chłopaka stojącego przed szkolną bramą. Trzymał w swoich dłoniach Iphone'a i stukał palcami o klawiaturę. Był ubrany w białą koszulkę, która opinała jego ciało i czarne rurki. Nie powiem, wyglądał naprawdę seksowanie. Uśmiechnęłam się pod nosem idąc w jego stronę. Nie chciałam się uśmiechać, ale kąciki moich ust mimowolnie ruszyły w górę. Nie wiem co było takiego w Harry'm, ale trzeba przyznać, że był w moim guście w stu procentach.
-Cześć, wracamy razem?-spytałam szczerząc się jak głupi do sera.
-Hej, dzisiaj nie mogę, mam coś zaraz do załatwienia- zerknął na mnie, po czym od razu odwrócił wzrok w stronę swojej komórki. Dziwnie się zachowywał. Ostatnio było...Inaczej? Cóż, po prostu nie musiałam się starać.
-Okej, czyli innym razem-mruknęłam.
-Myhym.-dobra, tym razem całkowicie się zdenerwowałam. Poprawiłam swoją torbę i szybko ruszyłam do domu. Bezczelnie, pomyślałam idąc przed siebie.
________________________________________________________________
Naprawdę ogromnie dziękuję wam za te wszystkie miłe słowa, to ma dla mnie po prostu ogroome znaczenie, jeszcze raz wam dziękuje kochani :* Podobał wam się rozdział? Proszę o komentarze :)
 

poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 2

Dzięki! Nawet nie wiecie jak wiele dajecie mi motywacji swoimi słowami :* No i serdecznie zapraszam na nowy rozdział, mam nadzieję, że wam się spodoba :*
___________________________________________________________________________       
    Do szkoły szłam w fatalnym humorze. Od dawna nie czułam się aż tak przygnębiona. To właśnie dzisiaj ten facet miał zawitać u progu mojego domu, a ja, będę musiała udawać grzeczną dziewczynkę, żeby nie zrobić wstydu. To będzie pierwszy raz kiedy mama przyprowadzi obcego mężczyznę do domu w celu zapoznania nas z nim. Próbowałam to zaakceptować, ale to nie było takie proste jakie się wydawało.
           Z domu wyszłam bez śniadania, ale nie byłam głodna. Od samego rana Laura patrzyła na mnie morderczym wzrokiem, wydawało mi się, że się na mnie obraziła, ale to nie byłoby nic nowego, zdarzało jej się na mnie złościć. W sumie to nie zrobiłam nic złego, miałam prawo być nerwowa po tym, jak mama potraktowała mnie w taki sposób.
        Gdy dotarłam już do szkoły spotkałam na parterze moje przyjaciółki:Lizzy, Amy i Lolę .Przywitałam się z nimi, po czym ruszyłyśmy na pierwsze piętro, na którym miała rozpocząć się nasza pierwsza lekcja, czyli biologia.
          Lekcje przebiegły mi dość szybko. Mimo, iż była to druga klasa liceum, dziś omawialiśmy tylko to, co będziemy robić w przyszłych dniach. Amy zaprosiła mnie do siebie, ale niestety nie mogłam do niej przyjść, z powodu Deana, który miał przyjść na obiad, aby poznać mnie oraz moje rodzeństwo. Jeszcze nic nikomu o tym nie powiedziałam, uważałam, że lepiej będzie gdy moje przyjaciółki dowiedzą się o tym jutro, nie chciałam ich zanudzić. Wiem, że na pewno by mnie wysłuchały, ale i tak nie miałam ochoty sprawiać im kłopotu.
       Przyłapałam dziś tego chłopaka, który siedział wczoraj za mną na szkolnej akademii na zerkaniu na mnie od czasu do czasu. Okazało się, że nazywa się Harry Styles. Na razie wiem o nim tylko tyle. Na przerwach trzymał się obok Louisa Tomlinsona i Zayna, którego poznał już wczoraj. Byłam ciekawa jego osoby, ale ogólnie rzecz biorąc nie zdążyłam nawet z nim porozmawiać.
       Wychodząc ze szkoły włożyłam sobie do uszu słuchawki, aby posłuchać muzyki w trakcie drogi do domu. Przełączałam właśnie na moją ulubioną piosenkę, gdy nagle na kogoś wpadłam. Gdy byłam już blisko nieprzyjemnego spotkania z chodnikiem, chłopak na którego wpadłam złapał mnie mocno za nadgarstek nie pozwalając, abym upadła. Gdy stałam już na nogach spojrzałam w oczy chłopakowi. W tym momencie po prostu totalnie mnie zamurowało. Czyżby słynny Harry Styles?-Zaśmiałam się w duchu.
-Dzięki- mruknęłam cicho. Nie byłam pewna, co powinnam powiedzieć mu w tej chwili. Podziękować za pomoc? Przeprosić za swoją niezdarność? Gdyby była to inna osoba nie miałabym z tym problemu, ale Harry był taki przystojny!
-Nie ma sprawy. Tak właściwie to jestem Harry- uśmiechnął się do mnie ukazując przy tym swoje cudne dołeczki, po czym podał mi swoją dłoń.
-Rose- wyszczerzyłam się.
-W którą stronę idziesz?-spytał, a ja ochoczo wskazałam mu swoje prawo. Jejku. Oby to nie było to o czym myślę, mam nadzieję, że on nie chce ze mną wracać! Będę się zachowywała bardzo nienaturalnie, a to na pewno go odstraszy!
-Czyli idę z tobą- po raz kolejny byłam w stanie ujrzeć jego dołeczki  pod wpływem szerokiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.
-Okej.
          Wyjęłam sobie słuchawki z uszu, po czym wcisnęłam je szybko do kieszeni spodni. Serce zaczęło mi walić, wiedziałam, że tak będzie i mimo, że brunet tak cholernie mi się podobał miałam nadzieję, że przy najbliższym zakręcie pożegnam się z nim. Na krótką chwilę zapadła między nami niezręczna cisza, przynajmniej takie miałam odczucie. W głowie układałam plan, jak do niego zagadać, ale wszystko szło na marne, a przecież zawsze uważałam się za taką pewną siebie! Idiotka ze mnie.
-Powiedz mi..Czy wszystkie dziewczyny tutaj są...takie?-spytał wyraźnie rozbawiony, a ja nie wiedziałam w czym rzecz. Czy chodziło mu o mnie i o moje milczenie?
-Znaczy, jakie?- spytałam uważnie mu się przyglądając.
-Połowa żeńskiej części naszej klasy biega za mną jak gdybym był jedynym chłopakiem w szkole. No, dwie to okej, nawet mi to pochlebia, ale ludzie, trochę wytchnienia!- zaśmiał się, poprawiając swoją nienaganną fryzurę.
-Widocznie się im spodobałeś- uśmiechnęłam się promiennie, po chwili dodając- Do tego jesteś nowy, zawsze jakaś atrakcja, co nie?
-Ty nie jesteś taka, z tobą rozmawiam normalnie, one tylko ,,Harry, oprowadzę cię, Harry, pomogę ci, Harry, skąd jesteś" I przez cały dzisiejszy dzień tak za mną latały.
-Pozwól mi zgadnąć: najbardziej denerwujące  są Cleo i Mandy?- zaśmiałam się przypominając sobie dziewczyny z mojej klasy, które lgną do każdego przystojnego chłopaka w promieniu kilometra, mimo, że większość ich nie chce.
-Ta blondyna z lokami, i ta brunetka w kucyku?
-Taak...
-Dokładnie one- mruknął.
-Nie chcę być jak one, ale mnie to ciekawi. Skąd jesteś?- spytałam.
-Pochodzę z Holmes Chapel, ale przez pracę mamy przeprowadziliśmy się do stolicy Irlandi, za  to teraz wylądowałem tu, w Londynie.- wyjaśnił.
-I jak wrażenia?
-Podoba mi się tu- uśmiechnął się lekko, przyglądając mi się uważnie.
-To dobrze- odparłam, dopiero zauważając, że przechodziliśmy tuż przed moim domem.
-No to...Do jutra, tu właśnie mieszkam.- powiedziałam z lekkim zakłopotaniem.
-A może dałabyś się zaprosić na kawę?
          Co?! O Boże, zabiję Deana, bo gdyby nie on dziś poszłabym na randkę z Harry'm Stylesem, a zamiast tego będę musiała grzecznie siedzieć na sztywnym obiadku zapoznawczym. Wprost świetnie. Oczywiście, rozważyłam opcję cichej ucieczki, ale stwierdziłam, że wolę się nie narażać mamie.
-Wybacz Harry, ale nie mogę, tym razem muszę zostać w domu, ale gdyby nie to, chętnie bym poszła- lekko uśmiechnęłam się z zawstydzeniem. Innego razu na pewno nie będzie, czemu mój los musi się nade mną tak bardzo znęcać, no dlaczego?! Co ja takiego zrobiłam?!
-Ta... Do jutra, Rose.- mruknął pod nosem i poszedł dalej, nie byłam pewna, ale możliwe jest, że obraził się na mnie, no chyba, że po prostu nie spodobała mu się moja odpowiedź. Mamusiu, dlatego właśnie wcale nie chciałam poznać Deana, masz tą swoją odpowiedź, do tego z uzasadnieniem...
           Popchnęłam bramę powolnie wchodząc do ogrodu, kierując się w stronę ganku. Otworzyłam drzwi,za którymi stała moja siostra w beżowej sukience do kolan na grubych ramiączkach. Wiedziałam, że tego wieczoru będziemy musiały się ładnie ubrać, ale żeby stroić się aż tak?! Laura miała włosy związane w starannie upiętego koka, a zamiast zwykłych butów miała czarne szpilki. Może i ładnie wyglądała, ale i tak uważałam, że na taką okazję nie należało ubierać się aż tak odświętnie. Z kuchni wyszedł Mike ubrany w czarny garnitur i krawat.
-Ona oszalała!- prychnął jedenastolatek robiąc naburmuszoną minę.
-Właśnie widzę-westchnęłam- Ten cały Dean wcale nie jest tego wart.
        W tym samym momencie z łazienki wyszła moja matka z czarną sukienką i tego samego koloru szpilkami w rękach.
-Oh Rose, jak dobrze, że już jesteś!- zaszczebiotała cukierkowato słodkim głosikiem. Wtedy już wiedziałam, że będę musiała się w to ubrać, a na samą myśl o tym westchnęłam głęboko.
               Kilkanaście minut później stałam w swoim pokoju przyglądając się sobie w lustrze, byłam ubrana w zestaw, który przygotowała dla mnie mama. Rany, to nawet brzmi źle!  Sukienka kończyła się kilka centymetrów przed kolanem i była bez ramiączek. Na szczęście moje włosy luźno opadały, nie będąc spięte.
               Była godzina 17:30 kiedy w domu zabrzmiał dźwięk dzwonka do drzwi, które szybko otworzyła mama.
-Oh, Dean, witaj!- ucieszyła się na jego widok całując go w policzek.
-Susan!- mężczyzna uśmiechnął się szeroko ukazując rząd białych zębów.
-To jest Laura, moja najstarsza córka, to Mike, mój syn, a to jest Rose!- zaświergotała pokazując na mnie ręką.-To jest Dean- dokończyła, po czym mężczyzna podał rękę każdemu z nas.
           Usiedliśmy wszyscy do stołu, na którym było ustawionych pięć talerzy ze spaghetti. Cały wieczór przebiegł bardzo nudno, Dean pytał nas o nasze zainteresowania, a mnie i Laurę o plany na przyszłość. Oczywiście, mama, żeby mieć uznanie skłamała, że jej środkowa córka ma zamiar studiować medycynę, co było kompletnym kłamstwem, ponieważ wcale nie chciałam mieć zawodu
nawet odrobinę z nią związanego, jednakże przemilczałam oszustwo mamy co do mojej osoby. Nie mam pojęcia czemu mężczyzna co jakiś czas mnie zagadywał, a o innych prawie w ogóle się nie pytał. Nie wiem czym było to spowodowane, jednakże nieco mnie to zirytowało, dlatego, że nie chciałam mieć nic wspólnego z tym facetem, a on starał się na siłę okazać mi, jak bardzo może okazać się miły. Kiedy już wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi mama od razu spojrzała się na nas.
-I jak wrażenia?- niemal pisnęła z radości. No błagam, ona jest już po czterdziestce, nie jest nastolatką i mogłaby zahamować się od tych nastoletnich zapędów. Nie te lata, mamo...
-On...Jest miły- mruknęła pod nosem Laura bawiąc się kosmykiem włosów, który wyślizgnął się z jej koka.
-Dziwy jest- powiedziałam prosto z mostu.
-Rose, no wiesz ty co?! On był przecież dla ciebie taki miły!- oburzyła się moja matka kładąc sobie ręce na biodrach. Nie chciałam być chamska, ale śmiesznie wyglądała, tak się denerwując.
-Taaak, tak miły...Jak pedofil- zachichotał Mike patrząc na mnie śmiesznie poruszając brwiami. Nawet spokojna i zachowująca dotychczas powagę Laura zaczęła się śmiać.
-Nie tak was wychowałam! Dean to wspaniały człowiek, a wy zachowujecie się do niego bardzo chamsko! Jak wam nie wstyd! Żal mi tego , jak go traktujecie, on próbuję być dla was ojcem!- zaczęła krzyczeć.
-O nie, mamo! To może być twój facet, może nawet i mąż, ale wiedz, że ojca to on nam nigdy nie zastąpi! Po moim trupie- krzyknęłam wyprowadzona z równowagi.
-Skończ. Mylisz się i koniec dyskusji, do swoich pokoi.- powiedziała twardo, ale tylko Laura poszła do swojego pokoju, choć i tak wiedziałam ,że tylko dlatego, aby zadzwonić do swojej przyjaciółki Kayli.
-Co ja powiedziałam!?- krzyknęła na mnie i Mikeja. -Mike, ty powinieneś się posłuchać, nie jesteś taki jak twoja siostra!- krzyknęła. No tak, tylko ona nie zwracała się do niego po ksywie.
-Jeju mamo! Uspokój się...- burknął idąc do łazienki.
-A z tobą, to ja jeszcze porozmawiam- prychnęła wskazując na mnie palcem. Tak bardzo kulturalnie...
         Kiedy zdejmowałam z siebie sukienkę odczuwałam wyraźną ulgę. Nie mogłam uwierzyć w to, że ubrałam się tak właśnie dla tego faceta. No, ale trudno. Przynajmniej mama była zadowolona, chociaż nie powiem, że go polubiłam. Był nieco dziwny, z tym zagadywaniem mnie. Cóż, nieważne, na razie powinnam myśleć nie o nim i mamie, lecz o Harrym. Tak, Harry to znacznie lepszy temat. Może i go prawie nie znam, ale powtórzę- znacznie przystojniejszy  temat. Uśmiechnęłam się pod nosem zmywając makijaż. Miałam nadzieję, że kiedy z nim wracałam, zauważyły nas Cleo i Mandy. Ugh, ich zazdrość o mnie dałaby mi wprost ogromną satysfakcję!
__________________________________________________________________________________
 Tym razem dłuższy rozdział, liczę na komy <3
       

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 1

             Wygładziłam swoją czarną, aksamitną spódnicę i poprawiłam kołnierzyk śnieżnobiałej koszuli. Dziś był pierwszy września, rozpoczęcie roku szkolnego, więc bezdyskusyjnie musiałam ubrać się na galowo. Nie lubiłam się tak ubierać, to nie było zbyt wygodne.
             Rozejrzałam się dookoła wszędzie widząc te same, znajome twarze. Nie miałam czasu przywitać się z żadną z tych osób, ponieważ początek apelu miał miejsca za niecałą minutę. Skierowałam się do sali gimnastycznej. Przed nią zebrał się już ogromny tłum, który nieco mnie taranował. Z każdą chwilą w tym miejscu robiło mi się coraz smutniej przez fakt, że wakacje już się skończyły. Rok szkolny nawet się nie zaczął, a już miałam go serdecznie dość.
             Usiadłam w jednym z kilku wolnych miejsc obok mojej koleżanki Nicole. Nie widziałam jej przez całe wakacje.
-Cześć- uśmiechnęłam się do niej szeroko. Naprawdę ucieszyłam się z tego, że wreszcie ją zobaczyłam. Nie widziałam jej przecież przez całe wakacje!
-Cześć-odwzajemniła uśmiech. W ogóle się nie zmieniła, każdy szczegół jej wyglądu pozostał taki sam jak przed latem.
-Rose, chciałam na początku spytać co u ciebie słychać, ale czuję, że bardziej zaciekawiło by cię to, a raczej kto za tobą siedzi- szepnęła  niepewnie wpatrując się w osobę za moimi plecami. Odwróciłam głowę i zobaczyłam za sobą chłopaka, którego jeszcze nigdy tu nie widziałam. Był wysoki, imponował swoją sylwetką. Miał błyszczące, zielone oczy i brązowe loki. Szczerze mówiąc był
 naprawdę przystojny. Lekko się do niego uśmiechnęłam.
-Nie wygląda na pierwszoroczniaka- cicho powiedziałam do Nicole.
-Na pewno nim nie jest.
-Czyli jest nowy?
-Pewnie tak. Ciekawe tylko czy z naszego rocznika-Nicole oblizała wargę uśmiechając się.
-Spodobał ci się-zachichotałam.
-A tobie nie?! Spójrz tylko na niego! Jest boski... Szkoda tylko, że gapi się na ciebie- mruknęła z niezadowoleniem poprawiając swoje włosy.
-Wydaje ci się. To dlatego, że siedzę dokładnie przed nim- szepnęłam.
            Po naganie dyrektora, który właśnie wygłaszał mowę na rozpoczęcie roku wszyscy się uciszyli, w tym my.
    
       Kiedy po apelu wyszłam z budynku znów zobaczyłam chłopaka, który za mną siedział. Stał z Zaynem Malikiem.
-Cześć- krzyknął do mnie Mulat machając do mnie,  a ja tylko mu odmachałam. Nie wiem czemu, byłam onieśmielona widząc lokowatego. Nawet nie znałam jego imienia, ale mimo, że bardzo chciałam go poznać nie byłam na tyle śmiała, aby podejść i się przywitać. Czułam się niezręcznie stojąc na dziedzińcu jak słup soli, więc szybko ulotniłam się z miejsca.
                                                           ***
-Rosie, to ty?- usłyszałam krzyk mamy krzątającej się po kuchni robiąc obiad.
-Nie mamo, bandyta-mruknęłam.
-A ty co taka nie w sosie?- niska kobieta spojrzała na mnie z poirytowaniem.
-Wydaje ci się- westchnęłam. Kiedy chciałam iść już na górę, do swojego pokoju, zatrzymała mnie.
-Rosie, chciałabym żebyś niedługo poznała Deana...- powiedziała cicho.
                Dean to nowy facet mojej matki. Mój tata zginął w wypadku samochodowym kiedy miałam 13 lat. Pamiętam to doskonale, cała rodzina tkwiła wtedy w głębokiej żałobie. Przez jakiś czas ja, mój jedenastoletni brat Mike i rok ode mnie starsza siostra Laura przez jakiś czas nie chodziliśmy do szkoły, jednak to ze mną było wówczas najgorzej. Cały czas siedziałam w swoim pokoju płacząc. Dotychczas nie mogę się pogodzić z faktem, że mój tata umarł. Zrozumiałam to. Ale nigdy nie będzie już tak jak kiedyś. To nie wróci. Wtedy całkowicie się w sobie zamknęłam, ale stop. Nie chcę o tym sobie przypominać. W każdym razie nie potrafiłam zaakceptować tego, że moja mama się z kimś spotyka, oczywiście, jest na swój wiek całkiem atrakcyjną kobietą. Ma teraz 45 lat, czarne, gęste włosy do ramion, brązowe oczy i tylko kilka drobnych zmarszczek, które dodawały jej powagi, przy tym lekko przypominając o jej wieku. Ale co z tego, skoro i tak nie widziałabym jej z innym mężczyzną niż tatuś. Tak, nadal mówię na niego w myślach jak mała dziewczynka, ale co ja na to poradzę? Nie chcę nikogo innego w moim domu, to mój teren i sporo czasu minęło zanim po śmierci taty przyzwyczaiłam się, że jedynym ,,facetem" w rodzinie jest Mike, który jest jeszcze młodszy ode mnie i na pewno nie zaakceptowałby Deana. To jeszcze dziecko! Nie powinien przyzwyczajać się do tego mężczyzny i nie sądzę, żeby to zrobił. A tak w ogóle oni nawet nie są ze sobą zaręczeni i chyba nie planują niczego poważniejszego, więc nie powinnam martwić się na zapas.
-Słyszysz mnie?
-Ugh, tak, zamyśliłam się- wytłumaczyłam swoją chwilową ,,nieobecność".
-A więc co o tym sądzisz?- moja rodzicielka oparła się dłońmi o blat, wzdychając. W jej oczach było widać, że dla niej również ta sytuacja była dość niezręczna.
-Ja..Ja nie chcę go poznawać. Nie lubię go- zaczęłam się jąkać.
-Rose, ale ty jeszcze go nie poznałaś, nie wiesz nawet jaki jest! To naprawdę wspaniały, wartościowy człowiek. Jestem pewna, że się dogadacie.
-No nie sądzę i wcale nie chcę go poznać...
-To i tak nie zależy od ciebie!- prychnęła.
-Więc po co pytałaś mnie o zdanie?!- odparłam ze złością. Ten facet nie wróży niczego dobrego. Po prostu...Po prostu to czułam i nie wiedziałam, czemu mamie tak bardzo zależało na tym, abym go poznała.
-Nieważne, jutro wpadnie do nas na kolację,  a więc nigdzie nie wychodź.- powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu, ale zignorowałam to.
-To niesprawiedliwe! Nie chcę go tutaj!- pisnęłam.
-Cóż, będziesz musiała się jakoś z tym pogodzić- westchnęła, nakładając spaghetti na talerz, po chwili podając mi go.
-Masz, smacznego.Zawołaj Mike'a i Laure.
                                                        ***
          Leżąc w nocy w łóżku łzy spływały po mojej twarz. Najzwyczajniej w świecie płakałam. Nie mogłam się pogodzić z tym, że taty tu nie ma, gdyby był, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Nie musiałabym jutro zostawać w domu po szkole. Nie musiałabym znieść tego, że już jutro w MOIM domu pojawi się facet. Chłopak mojej matki. Ugh, jak to obrzydliwie brzmi! Nawet nie umiem wyobrazić jej sobie z kimś innym. Cholera, wiem, zachowuje się jak bachor, ale naprawdę nie rozumiem jak to działa. Tyle lat z tatą, a teraz nie wróciła na noc do domu. Zapewne została na noc u tego Deana... Przerażał mnie fakt, że w tej chwili, że kiedy ja leże tutaj się wypłakując, ona może obściskiwać się z tym mężczyzną. Ohyda. Fuj.Ble. Krzyknęłam w poduszkę. Ba, wrzasnęłam, po czym szybko otarłam łzy.
       Do mojego pokoju weszła Laura. Oczywiście jak zwykle bezczelnie, bez pukania.
-Co jest, czemu się tak drzesz?!- warknęła.
-Wyjdź!-krzyknęłam, patrząc w te jej piwne, zaspane oczy.
-Płakałaś?-spytała.
-Wynocha!-wrzasnęłam, rzucając w nią poduszką.
-Chciałam ci pomóc,wariatko-prychnęła wychodząc. Nie potrzebowałam jej towarzystwa. W tej chwili chciałam być sama, rozkoszować się ciszą. Popłakać, krzyczeć. Nie chciałam, aby ktoś mnie pocieszał, to tylko pogorszyło by sprawę, bo rozryczałabym się na dobre.
_____________________________________________________________-
Mam nadzieję,że się wam podobało i liczę na komentarze :*
              

poniedziałek, 24 lutego 2014

PROLOG

                   Jeszcze niedawno wszystko wydawało się takie nudne i mało interesujące. Wtedy jeszcze narzekałam na brak nowości i różnych atrakcji. Jasne, zawsze miałam przedziwne pomysły do zrealizowania, ale pragnęłam romansów, swatania przyjaciółek i wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z miłością i flirtem. Jeżeli ktoś powiedziałby mi, że to wszystko mogę mieć na wyciągnięcie ręki, ale i tak nie będę z tego zadowolona, wyśmiałabym go. Bo jak tu nie być zadowolonym z tego, że ktoś cię podrywa?! 
                 Jednak teraz wszystko się zmieniło. Moje wcześniejsze chęci zmieniły się. Ogólnie rzecz biorąc całe moje życie zmieniło się, wywróciło do góry nogami. 
                 Kilka miesięcy temu byłam zupełnie inną osobą i z wyglądu i z charakteru. Niezbyt skromnie powiem, że wyładniałam. Ale jak inaczej mogłabym to nazwać, skoro wtedy byłam pulchniejsza, odrobinę brzydsza, mniej impulsywna... Właściwie to sama nie wiem kim teraz jestem. Zrozumiałam jedno, czas mnie niczego nie nauczył, on mnie wychował. Nie popełniam już tych samych błędów,przynajmniej nie chcę już ich popełniać. Nie będę już taka ufna i łatwowierna. A ten chłopak? Nawet nie potrafię powiedzieć co tak dokładnie o nim myślę, ale to chyba nie jest takie złe, prawda? On jest inny niż wszyscy chłopcy otaczający mnie, nie jest nawet podobny do żadnego z nich. Więcej nie zdradzę. Reszty można dowiedzieć się z mojej długiej, pokręconej historii.
____________________________________________________________________________
Cześć! Właśnie zaczęłam pisać to opowiadanie, jest to dopiero początek, więc proszę o komentarze i wyrozumiałość, następne rozdziały będą ciekawsze :3